Tak wiem nastraszyłam was z tym laptopem, ale powiem wam zaskakującą rzecz. Mój laptop się "odbuntował", ale dopiero po 6 godzinach. Włączyłam go z rana i zostawiłam właśnie w nadziei, że się załączy, a tu na wieczór wracam do domu, a tata mi obwieszcza, że mój królewicz łaskawie się włączył. Jak tylko to zobaczyłam to dokończyłam one-shota. Moim zdaniem nie jest genialny, ominęłam opisy walki, bo nie dość, że jestem w tym słaba, to chciałam się skupić na czymś innym, a walki przebiegają jak w anime. Ale sądzę, że jest naprawdę długi, zwłaszcza jak na moje możliwości. Także rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam do czytania!
_____________________________________________________________________
- Nienawidzę cię Kakashi! Słyszysz! Nienawidzę cię! - ciągle w uszach słyszę krzyk Obito. Mimo, że minęło już pięć lat odkąd jej już nie ma. Zresztą tego szalonego bruneta też już nie ma. I Rin też gdzieś zniknęła, ale to lepiej, gdyż chyba sam nie chciałbym jej widzieć. W końcu to wszystko przez nią...Nie, nie mogę obwiniać tylko Inuzuki. Ja też zawaliłem.
- Kakashi - sensei! Kakashi - sensei! - z moich zamyśleń wyrwało mnie wołanie Naruto. Tak bardzo był podobny do swojego ojca. Te same sterczące blond włosy, niebieskie, wieczne śmiejące się oczy i szeroki uśmiech, którym obdarowuje wszystkich napotkanych ludzi. Jednak jego charakter jest dla mnie tajemnicą. Zazwyczaj głośny i wesoły jak matka, ale gdy trzeba zamienia się w ojca, poważny, odpowiedzialny, zawsze trzeźwo myślący. Leniwie podniosłem swoje powieki ukazując moim uczniom swoje czarne oczy i spojrzałem na nich bez zainteresowania.
- Co chcesz Naruto? - mruknąłem nie zwracając uwagi na różowo włosom Sakurę, mierzącą mnie swoimi zielonymi oczami i stojącego nade mną ciemnowłosego Sasuke.
- Nie dość, że się spóźniłeś i to o trzy godziny, to na dodatek sobie przysypiasz w czasie naszego treningu! - wyrzucił mi blondyn. Już miałem dodać coś na swoje usprawiedliwienie, ale zaraz po Naruto odezwał się Uchiha.
- Później sobie pogadacie. Mamy gościa. - rzeczywiście, w naszą stronę szedł Itachi, starszy brat Sasuke, a mój najlepszy przyjaciel. Czarne włosy miał związane w kitkę, a na jego bladej twarzy gościł uśmiech, który obejmował także czarne jak smoła spojrzenie.
- Ohayo dzieciaki! Ohayo Kakashi! Co robicie? - usłyszałem wesoły głos. Tak, Itachi był inny niż wszyscy myśleli. Nie był oschły i zimny, wręcz przeciwnie otwarty i przyjazny.
- Staramy się trenować, ale Kakashiemu - sensei się przysnęło - odparła Sakura, a mi w końcu udało się wtrącić wyjaśnienie
- Nie przysnęło mi się, tylko się zamyśliłem. A tak poza tym...Sasuke za wolno, Naruto za pochopnie działasz, zwolnij trochę, Sakura za mało siły i ty z kolei trochę przyspiesz. - tak, dobrze, że wcześniej przywołałem klona, który ich obserwował, a teraz mi przekazał swoje informacje. Bynajmniej nie mogą się mnie czepiać. Miałem okazję obserwować ich zdziwione miny. Naprawdę zabawnie wyglądali. - A teraz zamknijcie buzie, bo wam muchy powlatują. - dodałem, aby podkreślić swoją wygraną nad moją drużyną. Oni szybko się opamiętali i spojrzeli po sobie zawstydzeni. Itachi tylko się roześmiał i przemówił.
- Grałem sobie w shogi, kiedy zjawił się u mnie Ebisu, mówiąc, że Hokage wzywa. Jak to on, zaczął narzekać, że jeszcze musi znaleźć twoją drużynę Kakashi, aby i wam powiedzieć, że
Minato - sama potrzebuje teamu siódmego. Z tego co wiem, to misja rangi C.
- Misja rangi C! Nasza pierwsza! - zaczęła się ekscytacja w wykonaniu dzieciaków. Ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Macie zamiar tak stać, czy może się ruszycie, aby w końcu dowiedzieć się na czym polega upragniona misja? - mruknąłem wstając i otrzepując się z niewidzialnego kurzu. Naruto, Sakura i Sasuke ruszyli pędem w stronę budynku administracyjnego, a ja razem z Itachi powolnym krokiem poszliśmy za nimi.
Maszerowaliśmy przez ciemno-drewniany korytarz, na którego ścianach wisiały zdjęcia, panoramy Konohy, wszystkich Hokage, bohaterów Wioski Liścia. Na jedną z fotografii spoglądałem dłużej. Sakumo Hakate...Biały Kieł...A co ważniejsze mój ojciec. Teraz bohater, kiedyś potraktowany jak śmieć...zabawne. Następne zdjęcia, aż w końcu kolejny śmieszny przypadek. Blondynka, niebieskie oczy, uroczy uśmiech, bardzo ładna, ale i bardzo młoda. Na oko jakieś siedemnaście lat. Brakowało ważnej rzeczy...opisu kim jest, czym zasłużyła się dla wioski itp. Nikt nie wiedział jak się nazywa...No może nie do końca tak jest. Pamiętał ją każdy, poza najmłodszymi pokoleniami, ale nikt nie chciał o niej mówić. Nawet się nie zorientowałem kiedy stanęliśmy przed gabinetem Hokage. Naruto jak zawsze wpadł bez pukania, a my po cichu zaraz za nim. Pokój ten nie był duży, ani jakoś specjalnie urządzony. Pomarańczowe ściany zasłonięte wysokimi półkami i szafami, po brzegi wypełnionymi dokumentami. Mała kanapa, kilka krzeseł oraz biurko, za którym siedział blond włosy mężczyzna. Wiedziałem, że on bez patrzenia na gości, swoimi niebieskimi tęczówkami, dobrze wie kto przed nim stoi. Ale raczej to nic dziwnego, gdyż ów mężczyzna jest Hokage, moim sensei i ojcem Naruto. Zawsze opanowany i według wielu niezwyciężony Minato Namikaze.
- Wzywałeś Hokage - sama? - odezwał się Itachi
- Tak, zaraz powiem jakie zadanie mam dla ciebie, ale najpierw drużyna siódma. - wyjaśnił i uśmiechnął się w naszą stronę - Misja rangi C. - zatrzymał się na chwilę, aby dać moim podopiecznym czas na kolejny wybuch euforii - Musicie przetransportować budowniczego mostu do Kraju Fal. - podał mi papiery. W tym momencie do gabinetu wszedł dobrze zbudowany, starszy mężczyzna o jasno brązowych włosach i tego samego koloru oczach.
- I to ma być moja eskorta?! Niech będzie...- westchnął niechętnie - Jestem Tazuna. Chciałbym wyruszyć za dwie godziny.
- Hai. - przytaknąłem i razem z moją drużyną skierowałem się do wyjścia. Nim zdążyłem dotknąć klamki usłyszałem głos Hokage.
- Kakashi poczekaj chwilę.
- Hai, sensei - odparłem i wróciłem na miejsce, na którym stałem poprzednio.
- Ostatnio doszły do nas wieści, że w okolicy Kraju Fal widziano żółty błysk, a ja cały czas byłem w wiosce. - głos Minato był poważny. Dobrze wiedziałem co mój sensei chce mi powiedzieć. Poczułem przypływ radości, ale i strachu. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę.
-Chcesz powiedzieć sensei, że... możemy ją spotkać? - musiałem się upewnić. On tylko skinął potakująco głową i dał mi znak do wyjścia. Z pośpiechem opuściłem pomieszczenie. Potrzebowałem chwili samotności.
Pierwszy raz byłem na miejscu przed czasem. Dziś nie mogłem się spóźnić, w końcu im szybciej wyruszymy, tym szybciej ją znajdę...o ile w ogóle uda mi się ją odnaleźć. Nikogo jeszcze nie było. Po jakiś dziesięciu minutach zjawił się Tazuna. Zamieniłem z nim kilka słów, aby wiedzieć czego od nas oczekuje. W tym czasie zjawiła się reszta mojej drużyny. Już po raz drugi jednego dnia udało mi się ich zaskoczyć. Coś się ze mną dzieje. Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę Kraju Fal. Za jakieś pięć dni powinniśmy być na miejscu. Znając życie nie wydarzy się nic szczególnego. Pierwsze dwa dni minęły spokojnie, jednak trzeciego dnia zauważyłem kałużę. Już wiedziałem, że coś jest nie tak. Po pierwsze: dawno nie padał deszcz. Po drugie: nigdzie nie było żadnego zbiornika wodnego, a jeśli nawet był i jakimś cudem wylał, ta kałuża nie wytrwałaby w tym upale. Niepostrzeżenie przywołałem klona i zamieniłem się z nim miejscem. Chwilę później "ja" zostałem związany metalowymi łańcuchami. Moi genini mają okazję się wykazać. Sakura przysunęła się do Tazuny z nożem kunai do obrony w ręce, a Naruto z Sasuke zaatakowali napastników. Jak się spodziewałem po chwili mój klon zniknął, a wrogowie leżeli związani na ziemi. Z lekkim uśmiechem na twarzy zeskoczyłem z drzewo, aby stanąć przed moimi uczniami i im pogratulować.
- Mogli przegrać! Co by było gdyby nie dali rady?! - zaczął krzyczeć nasz klient.
- Wtedy wkroczyłbym ja. Może lepiej powiedz mi czemu atakują cię chunini? - po tym pytaniu Tazuna bardzo się speszył, jednak po dłuższej chwili udzielił mi odpowiedzi
- Nasz kraj ma duże problemy finansowe. Nie stać nas było na lepszą ochronę, a na moje życie czyha wiele osób. Jeśli uda im się mnie zabić, most nie powstanie, Kraj Fal dalej będzie oddzielony od świata i nie spłaci długów.
- Powinniśmy wracać do wioski. To nie poziom dla geninów - spojrzałem na moich podopiecznych. Nie wiedziałem czemu to mówiłem, w końcu teraz jest szansa ją odnaleźć, a jeśli zawrócimy możemy już nie mieć takiej okazji, ale z drugiej strony miałem pod sobą trójkę geninów, jak coś im się stanie to po mnie. Fugaku - sama się wścieknie, a Minato - sensei...no może go jakoś przebłagam, ale Kushina - sama?! Nie mogę tak ryzykować.
- Sensei damy sobie radę! Nie chcemy wracać! - zaczął Naruto. Sasuke wyglądał na pewnego siebie i lekko się uśmiechnął, co w jego wykonaniu oznaczało, że się zgadza. Tylko Sakura stała jakby zalękniona i przestraszona.
- Zróbmy głosowanie. - zarządziłem - Kto chce wracać? - Haruno podniosła rękę, a potem ją cofnęła, potem znowu podniosła i już chciała ją cofnąć, kiedy się rozmyśliła i jej dłoń zatrzymała się w górze. Teraz to tylko formalność. Wiadomo już, że idziemy dalej.
- Kto chce iść dalej? - ręce chłopców wystrzeliły w stronę nieba. Tazuna tylko skinął potakująco głową, a ja powoli podniosłem i swoją dłoń. - To postanowione - jak gdyby nigdy nic ruszyłem dalej, a cała reszta zaraz za mną.
Tak też mijały nam kolejne dni. Wędrówka, postój, wędrówka, obiad, wędrówka, kolacja i sen. Dziś jest ostatni dzień marszu, jednak od samego rana czuję, że coś się wydarzy. Nagle na środku drogi pojawił się Zabuza. Spojrzał na mnie wrogo swoimi ciemnymi oczami. Zawsze się zastanawiałem jak można być tak bladym jak on. Do tego czarne włosy strasznie rzucały się w oczy, ale jednak to nie one przykuwały największą uwagę, tylko wielki miecz, który Zabuza nosił na plecach.
- Kakashi Hakate, słynny Kopiujący Ninja, który powtórzył tysiące technik. Przykro mi będzie zabić taką legendę. - mówił drwiąco Zabuza - No chyba, że po dobroci oddasz mi budowniczego.
- Nigdy. - odparłem pewny siebie - Ja się nim zajmę. - mruknąłem w stronę moich podopiecznych i odsłoniłem swojego Sharingana.
- Cóż za zaszczyt...Sharingan - mój przeciwnik drwiło sobie ze mnie w najlepsze. Walka rozpętała się. Większość terenu była mokra, a cały widok przysłaniała para i mgła wywołana przez Zabuzę. W końcu uśpił moją czujność i uwięził mnie w wodnej klatce. Z odsieczą przyszedł mi Naruto i Sasuke. Nadszedł moment ostatecznego starcia. Jeden z Siedmiu Mistrzów Mieczy wpadł w pewnego rodzaju paranoję przez mój Sharingan i jego technika zwróciła się przeciwko niemu. Umarł. Po chwili zjawił się ANBU z Wioski Mgły i zabrał jego ciało. Ja sam po tych wydarzeniach zemdlałem z wycięczenia. Poczułem tylko, że ktoś mnie jeszcze złapał.
NA MOJĄ POTRZEBĘ PRZECHODZIMY DO NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ
Kakashi spadał na ziemię gdy pojawił się żółty błysk. Bynajmniej tyle zobaczyli jego uczniowie w pierwszym momencie. Dopiero później zdali sobie sprawę, że to naprawdę ładna blond włosa kobieta, o niebieskich jak niebo oczach właśnie kładzie ich sensei na ziemię i zaczyna przeprowadzać standardowe badania.
- Hej! Kim jesteś! Odsuń się od niego! - zaczął krzyczeć Naruto. Kobieta tylko zachichotała i obdarzyła ich swoim spojrzeniem. Zakończyła kontrolę medyczną i dopiero przemówiła.
- Spokojnie. Nic mu nie zrobię. Kakashi jest bardzo przemęczony.
- Skąd jesteś? - zapytał spokojnie Sasuke. Wydawało mu się, że już gdzieś widział tę blondynkę.
- Z Konohy. Nie widać. - wskazała na opaskę na biodrach - Chyba nie jesteście zbyt bystrzy jak na shinobi.
- Ej! Jak śmiesz tak mówić! Zobaczysz kiedyś będę wspaniałym Hokage, lepszym niż mój tata. Zapamiętaj to sobie. Jestem Naruto Namikaze.
- Zupełnie jak Kushina. - zaśmiała się nieznajoma - Namikaze, powiadasz? Nie splam tego nazwiska. Chociaż Minato i tak będzie z ciebie dumny.
- Zaraz. Skąd tyle wiesz o naszej wiosce...i mojej rodzinie... - powiedział Naruto.
- Mówiłam, urodziłam się w Konoha. W ogóle mnie nie słuchacie! - westchnęła teatralnie blondynka
- Nigdy cię tam nie widziałem. A przy moim bracie poznałem wiele osób. - mruknął niepewnie Sasuke. Kobieta zaczęła się mu przyglądać, wyglądała na bardzo zamyśloną. W końcu pstryknęła palcami i uśmiechnęła się.
- Ty jesteś Sasuke Uchiha, braciszek Itachiego. Jak widać, mój plan się powiódł. Wszyscy o mnie zapomnieli. - po tych słowach uśmiechnęła się smutno, jednak w jej oczach pojawiły się iskierki radości i zawziętości - Ale teraz sobie o mnie przypomną. Jak rozumiem musicie doprowadzić Tazunę, do Kraju Fal. - kunoichi momentalnie zmieniła temat. Podeszła do nadal śpiącego Kakshiego i zarzuciła go sobie na plecy. Czuła na sobie niespokojne spojrzenia geninów.
- Co chcesz zrobić z Kakashim - sensei?! - odezwała się po raz pierwszy Sakura - Skąd znasz cel naszej misji?!
- Zaufajcie mi. Rozumiem, że się denerwujesz Sakura, ale powtórzę, zaufaj mi. - odparł im blondynka
- Jak mamy ci ufać skoro nie znamy nawet twojego imienia! - powiedział Naruto
- Kami. Mam na imię Kami. Skończyliście już z pytaniami? Jak Kakashi się obudzi, to wam wszystko wyjaśni. A teraz jeśli łaska, to wytłumaczcie budowniczemu co się stało, bo ciągle jest w szoku. - ruszyła przed siebie pewnym krokiem
WRACAMY DO NARRACJI PIERWSZOOSOBOWEJ
(opowiada Kakashi)
Wiedziałem, że nie ważne, czy poruszę nogą, czy małym palcem u ręki to i tak poczuję ból. Tym razem przesadziłem. Postanowiłem otworzyć oczy. Pierwsze co zobaczyłem to twarze moich uczniów.
- Kakashi - sensei nareszcie się obudziłeś! - zapiszczała Sakura, a ja powoli podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Nie powinieneś się ruszać. - zaczęła różowo włosa. Westchnąłem i spojrzałem na nią z politowaniem. Jestem mężczyzną, shinobi, potrafię znieść krótki ból. Przeniosłem wzrok na Naruto i Sasuke. Byli poważni, bardzo. To nie wróżyło nic dobrego.
- Dzięki, że mnie tu przytargaliście. Coś się stało? - spytałem ziewając
- Właściwie to nie my cię tu przytargaliśmy. - odparł Uchiha
- Co wiesz o Kami? - te słowa wypowiedział Naruto. Kompletnie wybił mnie z rytmu, zaskoczył mnie. Już tak dawno o niej nie mówiłem. Ale skąd on wie?! Przecież sam na własne oczy widziałem, jak wspomniana o to dziewczyna wykonała na nim jutsu Zapomnienia. W takim razie ktoś musiał im powiedzieć, ale kto? No chyba, że...Nie, to niemożliwe, nie mogli jej spotkać!
- Dlaczego o nią pytasz? - musiałem znać powód, nim opowiem im prawdę o Kami, może nie całą, ale prawdę.
- Bo... - zaczął Naruto, ale słowa nie chciały mu przejść przez gardło. W tym momencie drzwi od pokoju otworzył się.
- O obudziłeś się. Wypij to. - w moją stronę uśmiechała się bardzo ładna niebieskooka kobieta o blond włosach związanych w kucyk sięgający łopatek. Znałem ją, jednak nie mogłem w to uwierzyć. Uwielbiałem słuchać jej głosu, ale ledwo co do mnie docierał z powodu szoku jakiego doznałem. Kochałem tę dziewczynę i kocham dalej. Ale czy ona czuje do mnie to samo? Tamta historia do mnie wróciła.
~*~
Wracałem nocą do domu. Aby skrócić sobie drogę maszerowałem małymi, ciemnymi uliczkami. Jutro ja i Kami mięliśmy w planach spędzić wspaniały dzień we dwoje, gdyż następnego dnia mijał równy rok odkąd zostaliśmy parą. Nagle poczułem, że ktoś przycisnął mnie do ściany i pocałował. Znałem tą osobę, to była Rin, od lat się we mnie podkochiwała. Szybko ją od siebie odepchnąłem i zacząłem krzyczeć co ona wyprawia. Jednak nim "odsunełem od siebie" Inuzuke usłyszałem płacz i zobaczyłem blond kosmyki znikające za rogiem. Kami to widziała, myślała, że ją zdradzam. Szukałem jej, a gdy znalazłem ją nad rzeką z Naruto, akurat wymazywała mu pamięć.
- Kami - chan to nie tak... - zacząłem gdy tylko znalazłem się w odpowiedniej odległości.
- Nienawidzę cię! Jak mogłeś mi to zrobić! - najzwyczajniej w świecie zniknęła. Następnego dnia usłyszałem w wiosce, że moja blondyneczka ma zamiar opuścić Liść dziś w południe. Pobiegłem w stronę bramy głównej. Zobaczyłem jej odchodzącą, rozmazaną postać na horyzoncie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przede mną stoi Obito. Płakał...No tak, on nie był tylko jej przyjacielem, on kochał Kami, ale ona wola mnie, a ja bardzo ją zraniłem.
- Nienawidzę cię Kakashi! Słyszysz! Nienawidzę cię! - krzyknął mi Uchiha prosto w twarz i minął mnie szybkim krokiem. Straciłem najważniejsze dla mnie osoby. Przez jeden incydent. Po raz pierwszy od dawna uroniłem łzy. Na początku myślałem, że to deszcz, ale to były moje łzy tęsknoty za tą energiczną, wiecznie uśmiechniętą, silną, niezależną, mądrą, optymistyczną dziewczyną, której oddałem mojej serce.
~*~
Wziąłem od niej kubek nieprzytomnie wpatrując się w zieloną ścianę. Spojrzałem ponownie na śliczną twarz Kami. Jej usta dalej były wykrzywione w uśmiech, który obejmował także i oczy. Chyba naprawdę cieszyła się, że nic mi nie jest. Czyżby nadal coś do mnie czuła.
- Co tutaj robisz? - zdołałem tylko wybełkotać
- Możecie zostawić nas samych? - moja blondyneczka zwróciła się do geninów, którzy z powagą się w nas wpatrywali. Pokiwali potakująco głowami i wyszli. Spojrzałem na Kami oczekując odpowiedzi, ale ona podeszła do mnie i przytuliła mnie. Przez chwilę zaskoczenie sparaliżowało mnie. Poczułem przypływ euforii, jednak szybko się opamiętałem kiedy poczułem drżenie mojej ukochanej i jej łzy na swoim torsie. Przytuliłem ją do siebie. Mocno, aby już nigdy jej nie stracić.
- Nie pozwolę, abyś znowu przeze mnie płakała Kami - chan. - wyszeptałem jej do ucha. Ona tylko mocniej do mnie przywarła. - Dlaczego mi wybaczyłaś? - musiałem zadać to pytanie. Kiedy ostatni raz widziałem moją blondyneczkę, krzyczała, że mnie nienawidzi.
- Rin mnie odnalazła... Trzy lata temu... Rok po śmierci Obito. Powiedziała mi prawdę. Nie mogłam wrócić, bo myślałam, że ty mi nie wybaczysz, że cię nie wysłuchałam. Aż naprawdę przypadkiem, usłyszałam odgłosy walki. Gdy dotarłam na miejsce pojawił się ten ANBU. Postanowiłam chwile zaczekać, aż zostaniecie sami.
- Nic już nie musisz mówić - przerwałem jej. Wiedziałem co było dalej. Kami po chwili podniosła się i zdjęła mi powoli maskę po czym pocałowała mnie. Oboje byliśmy szczęśliwi. Mięliśmy siebie i teraz nic nam już nie przeszkodzi, bo prawdziwa miłość przetrwa wszystko.
Kami wraz z Kakashim i jego drużyną wróciła do Konohy. W trzy miesiące później w Wiosce Liścia odbyło się huczne wesele...pewnie domyśliliście się kogo. Minato, który od początku znał prawdę pilnował, aby nikt nie zakłócił ich szczęścia. No i przeprowadził poważną rozmowę z Hakate, bo w końcu żenił się z jego jedyną siostrzyczką. Od powrotu młodej Namikaze, a właściwie Hakate wioska na nowo tętniła życiem, a niedługo potem po Liściu biegało kolejne pokolenie.
Super! Długie, wciągające i może dające nieco światła na dłuższą metę dla głównej historii bloga ;). Dobrze że laptop się ogarnął, teraz tylko czekać na next. Tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuńNoo ciekawa historia, romantyczna^^ Długa, przyjemna i wciągająca! Dobrze się ją czyta, ciekawe czy w przyszłości będzie też częścią głównej fabuły:D Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńByło super. W sam raz na lekcje infy w świetlicy xD Nadrobiłam moje zaległości. Tylko teraz głowić się nad moimi opowiadaniami...
OdpowiedzUsuńLeciałek..?Sorki,że pisze tutaj ale mogłbyś mi dać swoje gg?;3
OdpowiedzUsuńAsz ♥
Widzę blog o rodzinie Namikaze, jak sama nazwa wskazuje i momentalnie mam banana na twarzy zamiast ust O.o
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twojego bloga dzięki Isabel Witther, a dokładnie przeglądając czytane przez nią blogi ^^ Weszłam i zdziwiłam się. Siostrzyczka ubóstwianego, wielbionego przez mnie Minato? No to zobaczymy jak to się rozwinie. Efekt? Przeczytałam bloga wraz ze wszystkimi shocikami :3
Ciekawy pomysł, nie powiem, że nie. Nie zapomniałaś o zakochańcach i już Kushi popada w urok Namikaze, jeśli dobrze wnioskuję ^^ Kami jest całkiem sympatyczną postacią. Jedyne zastrzeżenie: szkoda, że w shotach robisz od razu z niej i Kakashiego parę :< No, przynajmniej w ostatnim. Dlaczego szkoda? Jakoś tak.. jak to ująć. Hm.. teraz jest to dla mnie pewne, że oni będą razem (no, chyba, że nas zaskoczysz :O). Ale wierzę, że jeszcze wiele przygód czeka ją i Kakashiego. No i oczywiście Minato i Kushinę xD Mam nadzieję, że nie porzucisz ich, wspominając tylko np. za pięć rozdziałów, że są ze sobą, albo cóś innego. Jestem pewna, że masz wszystko zaplanowane i ładnie rozwiniesz tej wątek, choć poboczny ^^ Za to nie mogę się doczekać, aż Kami będzie trochę starsza... piętnaście lat? Dobra, ja już się zamykam, moje domysły powinny zostać w moim umyśle i z niego nie wychodzić. Będę czekać na to, jak rozwiniesz tę opowieść :D
Dobra, tyle do treści xD No to teraz inaczej. Zdarzają Ci się niedociągnięcia. Drobne wpadki, takie jak powtórzenia (co najmniej jedno wyłapałam). Ale to jest ciągłym wyzwaniem. W końcu trzeba się kiedyś nauczyć pisać, nie? Każdy z nas popełnia błędy. Nie będę nic mówiła o swoich początkach. Błędów potrafiłam napisać tak dużo, a praca była tak słaba, że teraz jest to dla mnie nierealne ^^ Praktyki czynią mistrza, czy jak to tam szło. A teraz podsumowanie.
Interesujący pomysł - jest. Przedstawianie go w odpowiedni sposób - jest. Widoczna poprawa w pisaniu od pierwszej notki - jest. Niedociągnięcia - zdarzają się. Nowy czytelnik w postaci mojej osóbki? Oczywiście, że jest :D
Przy okazji, popieram ciąg: piszę -> szkolę się -> publikuję -> czytam -> komentuję i pomagam -> komentarz = motywacja do pisania. Dlatego też, mimo że anonimowo, bo nie mam tu konta, napisałam ten zbyt długi komentarz. (Gomene, często rozpisuję się z niewiadomych powodów, zboczenie zawodowe, czy jak O.o)
A przy okazji, też piszę bloga o Naruto. Para: Minato&Kushina (kto by się spodziewał... xD) Jakbyś chciała poczytać: http://minatoxkushina-naruto.bloog.pl/
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na rozdzialiki.
Madelleineee
Kurde, rozpisałam się O.o
Usuń