czwartek, 29 stycznia 2015

Starter I

Na trening z Jiraiyą wyruszyłam krótko po moich ósmych urodzinach. Zniknęliśmy na dwa lata. Co robiliśmy? Gdzie byliśmy? Naprawdę dużo podróżowaliśmy i jeszcze więcej trenowaliśmy. Dalej rozwijaliśmy moją szybkość, ale to nie był główny cel. Przede wszystkim pracowaliśmy nad opanowaniem chakry Kyuubiego oraz wyczuwaniem jakiejkolwiek energii znajdującej się w otoczeniu, bynajmniej na początku. Przekonałam się, że wszystko ma chakrę i to pozwoliło mi na wymyślenie nowej techniki... Może źle to ujęłam. Jeszcze jej nie stworzyłam, chwilowo mam tylko teorię i wielki plan. Rok po naszym wyjeździe wybuchła wojna. Dla jasności, nie siedziałam bezczynnie i nie obserwowałam rozwoju zdarzeń. Razem z Ero-senninem wykonywaliśmy małe misje, głównie zwiadowcze. Właśnie tym zajęliśmy się w drugiej części mojego szkolenia - tropieniem, śledzeniem, zwiadem i cichym zabójstwem. Pewnego razu Sannin zdradził mi, że jest to szkolenie typowe pod służbę w ANBU. Więc tego chcą dla mnie w przyszłości?

Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy był Kraj Śniegu. To ciekawe doświadczenie... Kraj ten jest nadzwyczaj rozwinięty, mimo wiecznie panującego mrozu i śniegu. Niestety nie miałam okazji przyjrzeć się mu bliżej, ponieważ Jiraiya zabrał nas do najbardziej surowych i pierwotnych miejsc w tym państwie. Zatrzymaliśmy się w jakiejś grocie. Ponoć nie wiało w niej zbyt mocno i można było rozpalić ogień. Ponoć. Nie wiem dokładnie, bo obcowałam poza schronieniem przez cały czas. Mój jakże kochany sensei grzał swój skromny dobytek w środku, a mnie nie pozwalał wejść. Dał mi jedną wskazówkę: "chakra jest sposobem na przetrwanie". Przez pierwsze godziny starałam się ruszać, biegać i podskakiwać, by nie stracić jakiejś części ciała z powodu odmrożenia. Wierzcie mi, aktywność fizyczna w czasie zamieci bywa trudna. Po trzech dniach miałam naprawdę dość. Zero snu, zero jedzenia, zero ciepła. Moja chakra była na wyczerpaniu. Za każdym razem kiedy udawało mi się rozpalić ogień za pomocą jutsu, śnieżyca nie dawała mu szans na życie dłuższe niż cztery minuty i osiemnaście sekund. Staruch oczywiście śmiał się, ilekroć skierował wzrok na mnie. Czwartego dnia dałam spokój. Usiadłam na wydeptanym śniegu i przestałam zawracać sobie tym głowę. W końcu Jirayia nie pozwoli mi tu umrzeć, prawda?! Obok przeleciał jastrząb. Nie wiem co robił w tych okolicach, ale fakt, że żył pokrzepił moją duszę. Skupiłam się na nim. Był jedną wielką energią - był pełen chakry. Zaczęłam w ten sposób kontemplować skały, zamarznięte roślinki, a nawet śnieg. Wszystko żyło. Chakra stała się widoczna dla mojego oka. Starałam się nią manipulować i przyciągnąć do siebie. Niestety nic z tego. Ale wtedy stał się inny cud. Ktoś pacnął mnie w ramię.
- Na ten tydzień starczy. Chodź do środka. - Jirayia - sensei nareszcie się nade mną zlitował, wpuścił do ciepłej groty, nakarmił i pozwolił zasnąć. Przez następnym miesiąc trenowałam z sensei w górach taijutsu. Wszystkie ciosy musiały być perfekcyjne, inaczej mogłeś spaść ze szczytu robiąc nieprzemyślany unik lub niecelnym uderzeniem wywołać lawinę i zmusić się tym do ucieczki.

Kolejne cztery miesiące przebywaliśmy w Kraju Wody, w Wiosce Ukrytej we Mgle. Jirayia miał tam przyjaciela, który pomagał nam w treningu. Dziwny z niego człowiek. Shingo jest stary jak Pustelnik i tak samo zboczony. Nawet podobnie wygląda. Ma długie, kolczaste szare włosy i czarne oczy. Chodził w zniszczonych łachmanach. Twierdził, że skoro wszędzie panuje mgła to i tak nikt nie będzie zwracał uwagi na jego strój. Na początku zastanawiałam się jak on cokolwiek widział w tej mgle?! A co dopiero podglądał kobiety?! Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Shingo to mistrz, jeśli chodzi o wyczuwanie chakry. Gdy Jirayia opowiedział mu o zdarzeniu z Kraju Śniegu, mężczyzna spojrzał na mnie z wyzwaniem.
- U mnie tak łatwo ci nie pójdzie. - Rzekł wręczając mi zatyczki do uszu i, co mnie zdziwiło, nosa. Kazał stanąć mi na środku jeziora.
- Musisz odeprzeć mój atak. - Po tych słowach podał mi jeszcze opaskę na oczy. Nie było to łatwe zadanie. Przyjaciel Jiraiyi nie uderzał mnie mocno. Jednak za każdym razem wpadałam do wody. Po paru tygodniach zaczynałam odskakiwać. Wiele mi to nie dało, bo prędzej czy później i tak wypływałam z jeziora. Ale! Powoli zaczynałam wyczuwać jego obecność i nie wymagało to ode mnie wielkiego skupienia. Coraz rzadziej też lądowałam w wodzie, ponieważ nauczyłam się przekazywać chakrę dokładnie w to miejsce, na które upadałam. Przy pierwszych próbach wyglądało to zabawnie, bo używałam za dużo chakry i wyrzucało mnie w górę. Z upływem dwóch miesięcy wykrywanie chakry stało się dla mnie naturalne. Wtedy zmodyfikowaliśmy trochę mój trening. Oprócz unikania ataków Shingo, musiałam rzucać nożami kunai w Sannina. Na początku myliłam go nawet z rybami, ale po miesiącu potrafiłam znaleźć bez używania zmysłów kogo tylko chciałam. Zaczęłam zauważać nawet ślady zostawiane przez jutsu wykonanych przez shinobi wioski. Ostatni miesiąc spędziłam na nauce jak ukryć własną energię. Nigdy nie zapomnę jak siedziałam skulona w krzakach przez całe dwanaście godzin, przez które Jirayia - sensei i Shingo mnie szukali.

Tak upłynęło pół roku. Następne pół roku spędziliśmy w Kraju Trawy. Skupialiśmy się głównie na moim rozwoju fizycznym i manipulacji natury chakry. Był to czas naprawdę ciężkiej pracy, biorąc pod uwagę moją niechęć do pracy nad muskulaturą. Dlatego opowiem tylko o jednym dniu spędzonym w tym kraju.
- Kami! - Przywołał Sannin. Rozkładaliśmy obóz pośrodku lasu. - Spójrz na to drzewo. - Zerknęłam na wielki dąb. Był potężny, miał rozkwitnięte liście. Dużo liści.
- I co z nim? - Mruknęłam nie wiedząc o co może chodzić mojemu sensei.
- Wejdź na nie bez pomocy chakry i przynieś mi liścia, który jest najładniejszy. - Wdrapałam się na sam szczyt. Rósł sobie tam ciemnozielony, duży, kształtny liść. Jak dla mnie był najlepszy. Zeszłam i podarowałam go Pustelnikowi. Obejrzał go, podotykał i jeszcze raz obejrzał.
- Miał być najładniejszy, Kami! - Osądził ostatecznie. Musiałam ponownie wejść na drzewo i zerwać inny liść. Sytuacja powtarzała się wiele razy. Bardzo wiele razy. Byłam mocno wytrącona z równowagi, kiedy Jiraiyia wyrzucił listek, który zerwałam. Ostatni, bo na drzewie nie było już żadnych liści.
- Przecież ten rozkaz nie ma sensu! - Krzyknęłam i z frustracją opadłam na ziemię,
- No właśnie, Kami. Nie wszystkie rozkazy naszych szefów mają sens. Trzeba zawsze samemu analizować sytuację. Widzisz, niepotrzebnie zniszczyłaś bardzo ładne drzewo. Przypomniało mi to jedną historię z czasów mojej młodości... - Nie usłyszałam już tego wspomnienia. Na pewno zboczonego. Zamyślona poszłam do swojego namiotu.

Potem zaczęła się wojna, Umiejętności nabyta wcześniej, teraz przydawały się do unikania kłopotów oraz infiltracji. Przez sześć miesięcy podróżowaliśmy tworząc siatkę szpiegowską i zbieraliśmy informacje na temat innych nacji, czyli wykorzystaliśmy w praktyce to czego już się nauczyłam. Oprócz tego próbowałam opanować podstawowe techniki natury innej niż wiatr i ogień. Udało mi się z ziemią. Zaczęłam też eksperymenty ze kształtem chakry. Na koniuszkach moich palców zaczęłam tworzyć malutkie ostrza, nie większe niż igły, ale bardzo ostre. Nic więcej na razie nie opanowałam z tej dziedziny. Często też grywałam z Jiraiyią w shogi, to taka gra strategiczna. Ponoć rozwija logiczne myślenie. Parę razy udało mi się wygrać. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to było to przygotowanie do najbliższych miesięcy.

Ostatnie pół roku nie odbyliśmy w żadnej wiosce. Zatrzymaliśmy się w lesie, z dala od cywilizacji. Ale to nic dziwnego skoro ćwiczyliśmy moc Kyuubiego. Codziennie uwalniałam jak najwięcej ogonów sprawdzając do ilu jestem w stanie to kontrolować. Było to niebezpieczne. I nie bardzo podobał mi się ten pomysł, jednak Jiraiya wiedział dobrze na co się naraża. Na początku nie było źle. Zaczęła kontrolować i wzmacniać swoje ataki chakrą Kyu, póki nie przekraczało to siły trzech ogonów. Raz stało się to, czego się obawiałam. Straciłam kontrolę i zaatakowałam Ero - sennina. Po całym zdarzeniu na klatce piersiowej Sannina została duża blizna z odznaczającymi się sześcioma ogonami. Tak wpłynęło to na białowłosego, ale mnie wywarło to inne wrażenie. Stałam przed kilkudziesięcio metrowym lisem. Dzieliła nas gruba krata. Czułam jego oddech na mojej twarzy.
- Czemu nie mogę tego opanować?! - Krzyknęłam. Wiedziałam, ze wrzaski nic nie dadzą, ale byłam zbyt zdenerwowana.
- Huh... Sama stoisz sobie na przeszkodzie. - Basowo roześmiał się Kyuubi no Kitsune.
- To znaczy? - Spytałam rzeczowo. Mimo, że od naszego ostatniego spotkania minęły trzy lata, a ja trochę urosłam to woda dalej sięgała mi kostek, a ciemność była tak samo wszechobecna.
- To twoja mroczna część ci na to nie pozwala. - To ostatnie słowa jakie usłyszałam nim wróciłam do rzeczywistości. Gdyby nie liczyć rany Jiraiyi, to jedyną pamiątką po tym spotkaniu jest moje prawe oko. Zmieniło  kolor z niebieskiego na krwistą czerwień.

Ero - sennin nim wróciliśmy do wioski odwiedził ze mną jeszcze jedno miejsce. To on chciał tam iść, co mocno mnie zdziwiło. Nie wiem jak nazywało się to miasteczko, ale nie było duże. Za to strasznie głośne. Jiraiya miał tam starą znajomą, która okazała się fryzjerką i handlarką w jednym. Nie chciałam nosić żadnych masek jak Kakahi, aby zasłonić to oko. Co nie zmienia faktu, że mimo wszystko chciałam je zakamuflować. Kana, bynajmniej tak mi się przedstawiła, wymyśliła coś aby mi pomóc. Usiadłam na jej fotelu fryzjerskim i pozwoliła pracować.  Moje blond kosmyki nadal były bardzo długie, jednak teraz niechcianego gościa zasłaniała grzywka sięgająca lekko za linię żuchwy. Kana podarowała mi również nowy strój. Niebieską koszulkę na długi rękaw z elastycznego materiału. Trochę nad i pod łokciem miała ściągacze, co zapewniało mi pełną swobodę ruchów. Do tego dostałam czarne legginsy oraz wysokie jasnoniebieskie sandały oraz nową kaburę na broń. Teraz oprócz nowych zdolności zyskałam nowy strój. Mogłam wracać do Wioski Liścia, do domu.

Podróż nam trochę zajęła, w końcu trwała wojna. Równo po dwóch latach stanęliśmy przed bramą Konohy.
______________________________________________________________________
Mam nadzieję, że duma was rozpiera tak jak mnie. Wiem, straaaasznie dawno mnie nie było. Błagam nie bijcie. Ale dopiero teraz się rozchorowałam i miałam czas napisać. Dziwne, trzeba być chorym by mieć czas na przyjemność :o JEdnak dajmy spokój, zaczynamy SERIĘ II.

Czekam na jakieś komentarze, byłoby mia baaaarodzo miło :)

niedziela, 21 grudnia 2014

One shot: "Obserwować""

"Obserwować"


Naruto obserwował Kami jedzącą obiad. Siedział schowany za drzwiami kuchni. Miał wtedy niecałe dwa latka. Sam dziwi się, że to pamięta. Dziewczyna pomału kroiła kawałek mięsa, a potem z gracją godną członka rodziny królewskiej włożyła go do ust i powoli przeżuwała. To samo stało się z ryżem i sałatką. Dokładnie w tej kolejności. Po zakończonym posiłku blondynka wstała i umyła talerz oraz sztućce. Oparła się o zlew i na chwilę spuściła głowę w dół, jakby mocno się nad czymś zastanawiała. Łzy spływały po policzkach Kami, później spadały na ziemię. Naruto wydawało się, że za każdym razem kiedy łza zderzała się z posadzką słyszał trzask. Nagle zapanowała cisza. Młody Namikaze wychylił się lekko ze swojej kryjówki. Widział jak chwilę później jego ciocia rzuca talerzem o ścianę głośno coś wykrzykując. Dźwięk tuczonej porcelany odbił się echem w całym domu.
- To moja wina, Obito... - To jedyne słowa jakie zrozumiał Naruto. Słowa wypowiedziane szeptem. Chłopczyk poczuł ogromną chęć przytulenia się do Kami, dlatego wyszedł zza drzwi, które przeraźliwie skrzypnęły. Blondynka wystraszona spojrzała w jego kierunku. Uśmiechnęła się na widok swojego bratanka. Niestety jej oczy dalej były smutne.
- Nie przejmuj się Naruto. Upadł mi talerz. Zaraz posprzątam. Idź się pobaw. - Jednak chłopiec się nie ruszył. Dziewczyna westchnęła, wyniosła Naruto z progu pomieszczenia i zostawiła go na dywanie w salonie. Przyniosła mu zabawki i włączyła radio po czym wróciła do kuchni zamykając za sobą drzwi. Mimo muzyki płynącej z głośników nadajnika dwulatek słyszał tylko odgłos rozbijających się naczyń i trzask łez...Ale mógł tylko obserwować...

Rodziców Sasuke nie było w domu, dlatego pięciolatek o północy opuścił swój pokój i udał się na taras by pooglądać nocne niebo. Ktoś mu kiedyś powiedział, że jeśli będzie bardzo dobrym obserwatorem szybciej uaktywni Sharingana. Uchiha położył się na hamaku. Z tego miejsca oprócz nieba mógł zobaczyć całą rodową posiadłość. Z tej strony miał idealny widok na okno od pokoju jego brata - Itachiego. Nadal miał zapalone światło i to może właśnie dzięki niemu zauważył postać młodej dziewczyny siedzącej na zewnętrznym paracie. Zastukała w szybę oddzielającą ją od pokoju Itachiego. Nim starszy Uchiha wpuścił ją do środka, dziewczyna spojrzała na Sasuke i mrugnęła do niego. Była to Kami Namikaze, wszędzie rozpozna tak jasne włosy. Tylko dlaczego jej ubranie było całe we krwi? Sasuke przypatrywał się jak jego brat pomaga wejść blondynce do środka, a potem zaczyna na nią krzyczeć. Kami ze skruchą wpatrywała się w swoje nogi przy okazji opatrując znajdujące się na nich rany.
- Nie powinno cię tam być. Danzo jest niebezpieczny... - Tyle zdążył usłyszeć Sasuke nim Itachi zamknął okno. Potem mógł tylko obserwować...

Shikamaru siedział obok swojego ojca, gdy ten grał w shogi z Kami. Dziewczyna była częstym gościem w ich domu. Zwłaszcza w ostatnim czasie. Zbliżała się wojna. Chłopiec patrzył się na planszę i analizował każdy z możliwych ruchów dla obu stron. Jego tata wygrywał, jednak Namikaze jeszcze miała szanse. Musiałaby jedną z najsilniejszych figur poświęcić na rzecz innych. To było proste zagranie. Dziwił się czemu dziewczyna tego nie zrobiła. Głupio oddała wygraną.
- Przegrałaś. To było jedyne możliwe wyjście, aby zdobyć nasz cel. - Shikamaru odniósł wrażenie, że jego ojciec mówi o czymś więcej niż o shogi.
- Mogłam powstrzymać Itachiego... - Szept dziewczyny obiegł całe pomieszczenie. Jej dłonie zwinęły się w pięści. Młody Nara mógł tylko obserwować jak Kami wychodzi...

Sakura dostrzegła siostrę Yondaime Hokage rozmawiającą z jej mentorką - Tsunade. Dziewczyna była blada, ale się uśmiechała. Haruno pomyślała, że już dawno nie widziała jej takiej wesołej. Za to Tsunade wcale nie było do śmiechu. Z powagą mówiła do Kami, ale ona zdawała się jej nie słuchać.
Zadowolona Namikaze lekko podskakiwała i przestępowała z nogi na nogę.
- Pamiętaj, że znikanie to nie rozwiązanie... - Sakura nie wiedziała o co chodzi. Mogła tylko obserwować...

Kami obserwowała nową drużynę siódmą. Kakashi właśnie coś gadał. Westchnęła. Nie poznawała już tych ludzi. Czas uciekał, a ona zamiast spróbować za nim nadążyć wolała poszukać śladów zostawionych po jego ostatniej wizycie. W takich momentach przypomina jej się definicja słowa "dom" jaką kiedyś powiedziała jej mama. "Dom" to coś do czego chcesz wracać. Jej "dom" został brutalnie zburzony... przez domowników... A ona? Mogła tylko obserwować...
___________________________________________________________
Mamy to! Wiem, czekacie na rozdział a ja tu z one shotem. Wybaczcie ale miałam dziką ochotę napisać coś właśnie w tym kierunku. Liczę, że rozdział uda mi się napisać w przerwie świątecznej. Pozdrawiam :)

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział XIX cz.II

ROZDZIAŁ XIX cz.II

Z dedykacją, dla wszystkich, którzy chcą kierować swoim losem...

Nigdy nie myślałam, że ucieszę się na jego widok. Pierwszy raz miałam ochotę go uściskać i nosić na rękach. Stałam naprzeciw Kakashiego Hatake, patrząc na niego z uwielbieniem i niemym błaganiem w oczach. Proszę Hatake, zabierz mnie stąd, uratuj przed złą wiedźmą - Tsunade. Sam szarowłosy przyjrzał się najpierw mi, a następnie przeniósł wzrok na Hokage.
- Chciałaś się ze mną widzieć, Piąta? - Serio, Stary, serio?! Tylko na tyle cię stać?!
- Ym, tak. - Ślimacza Księżniczka nie za bardzo wiedziała co powiedzieć Hatake. W sumie, wezwanie jounina było tylko pretekstem dla pozbycia się Naruto. Mimo wszystko, Tsunade nie przyznałaby się do tego przed samym zainteresowanym, dlatego postanowiłam się wtrącić.
- Tak, masz mnie oprowadzić po wiosce, powiedzieć jak mnie znalazłeś i tak dalej. - Wstałam i wyszłam ciągnąc za sobą Kakashiego i rzucając jakieś pożegnanie w stronę Hokage. Po wyjściu z budynku skierowałam się w stronę swojego domu. Mam nadzieję, że w ogóle istnieje, skoro nikt nie wie kim jestem. Hatake szedł zaraz za mną. Dalej trzymałam go za nadgarstek, brak oporu z jego strony wydawał się dziwny i odnosiłam wrażenie, że jeśli chociaż rozluźnię uścisk Kakashi zniknie. Nagle szarowłosy zatrzymał się. Pomińmy fakt, iż był jak kotwica dla statku i z tego powodu prawie się wywaliłam. Zaryzykowałam, puściłam jego rękę i stanęłam naprzeciwko niego.
- Ponoć nie znasz wioski. Dokąd idziesz, Mała? - To powinien być moment, kiedy wymyślam jakąś błyskotliwą odpowiedz, ale przecież nazywam się Kami Namikaze...
- Ej! Wcale nie jestem mała! Nie wysoka, nie duża, przeciętnego wzrostu... Ewentualnie Młoda. - Kłótnia na pewno odwróci jego uwagę od pytania. Brawo! Jestem geniuszem!
- Młoda... Też może być, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie, Mała. - Okey, może nie do końca zadziałał mój plan. Westchnęłam. Czas zagrać w otwarte karty. W najgorszym wypadku zamkną mnie w zakładzie psychiatrycznym. A co mi tam!
- Pomyślisz, że jestem dziwna...
- Wątpię... - Spojrzałam na niego z politowaniem. Usłyszy moją historię i na bank zaprowadzi mnie do lekarza. - Już tak myślę. - I dzięki tym słowom, zdałam sobie sprawę, że ten świat wiele się nie różni od mojego. Może nawet mogłabym tu zostać.
- Dzięki za wsparcie. - Burknęłam i zaczęłam streszczać zdarzenia z ostatnich dni? Godziny, albo lat?!

Kakashi spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Lekkim uśmiech błąkał się po jego twarzy. Zauważyłam to, po zmarszczeniach na jego masce.
- Najwidoczniej tak miało być. Nic się nie dzieje bez przyczyny. - Zaczął Hatake. Nie rozumiem do czego dąży. Ale jest postęp, idziemy teraz w stronę mojego domu, oczywiście, jeżeli w ogóle  stoi.
- Nie spodziewałam się tego po tobie. Byłej raczej zadufanym w sobie bachorem, którego nie sposób zmusić do uwierzenia w coś, czego nie obejmuje instrukcja obsługi. - Mężczyzna zaśmiał się. Spodobał mi się ten dźwięk. Trochę przypomina mi śmiech Minato. Taki szczery, z lekkim pobłażaniem na moje wyobrażenia. Zapadła między nami cisza. Chciałam zadać wiele pytań, ale nie wiedziałam od czego zacząć. Zbliżaliśmy się do dzielnicy Uchiha, kiedy przyszła mi na myśl jedna osoba...
- Moglibyśmy odwiedzić Itachiego? - W sumie nie wiem, dlaczego pytam o pozwolenie. Zawsze robiłam co chciałam.
-To nie jest dobry pomysł... Nie powinnaś wiedzieć wszystkiego, Mała. On... Nie jest taki jakim go pamiętasz... - Zatrzymałam się. Co chce przez to powiedzieć?! Posłałam szarowłosemu pytające spojrzenie.
- Posłuchaj Kami. Twój świat czeka ciężka próba. Musisz chronić swoich bliskich, swoją wioskę. Zapewnij Naruto rodziców. - Oficjalny ton, sprawił, że cały czas stałam wyprostowana i wpatrywałam się w twarz Kakashiego. - Jesteś w niebezpieczeństwie. Uważaj na siebie. - W tym momencie usłyszałam świst i poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Upadłam na ziemię. Dookoła widziałam własną krew.
- Uratuj świat przed ciemnością serca. 

- DLACZEGO?! - Z krzykiem poderwałam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam się na swoje ręce... Były małe jak u dziecka. Nogi, również były krótkie jak przed wypadkiem z Tsunade. Ja sama byłam ubrana w białą piżamę szpitalną i siedziałam w śnieżnej pościeli szpitalnej, a po mojej prawej stronie siedział mój brat z Kuschiną. Minato patrzył na mnie z uśmiechem. Poczułam ukłucie żalu. Sprawiam mojemu aniki tyle problemów, a on był cały czas przy mnie.
- Minato... Przepraszam. - Starszy Namiaze usiadł na skraju łóżka i przytulił mnie. Co chwilę powtarzał, że to on powinien przeprosić i że nigdy więcej, nie ma go tak straszyć. Nie zauważyłam kiedy Kuschina zostawiła nas samych.

POWRÓT DO NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ

Minął tydzień odkąd Kami wróciła ze szpitala do domu. Całe to zdarzenie z byciem dorosłą uznała za sen, mimo tego, nie zamierzała ignorować przestrogi Kakashiego. Po za tym, dla jego młodszej wersji starała się być milsza. Codziennie trenowała swoją sprawność fizyczną i kontrolę chakry. Ma zamiar opanować moc Lis, żeby już nikt nie musiał ginąć z jego powodu... z jej powodu. Teraz, późnym wieczorem, Kami siedziała w kuchni i popijała herbatę. Naprzeciwko niej zajmował miejsce Minato. Studiował jakieś zwoje. Jego kamizelka jounina wisiała swobodnie na oparciu od krzesła. Młoda Namiaze po raz kolejny utonęła we wspomnieniach.

Wysoki mężczyzna szykował w kuchni śniadanie, kiedy do pomieszczenia wpadła mała dziewczynka.
- Nie, Kami. - Powiedział blondyn nim dziewczynka zdążyła się odezwać.
- Ale dlaczego tato?! Proszę, pozwól mi przymierzyć twoją kamizelkę jounina. - Młoda Namikaze aż tupnęła nogą ze złości. - Dlaczego tato?!
- Bo to wielka odpowiedzialność, która może cię nawet zmiażdżyć. Sukces idzie na twoją chwałę, ale porażka...Zapada w pamięć na dłużej... - Mężczyzna patrzyła przez chwilę córce w oczy, a potem przeniósł wzrok na wejście do kuchni, a poprawnie, syna stojącego w wejściu.
- Prawda, Minato?
- Najszczersza, tato...

Kami z zapałem w oczach zerknęła na postać brata.
- Minato? - Blondyn nie zareagował.
- Minato! - Chłopak leniwie podniósł głowę, tylko po to by wyjrzeć za okno, a potem wrócić do lektury.
- Minato, nie ignoruj mnie! - Dziewczynka tupnęła nogą, a jej brat się roześmiał.
- Dawno tego nie robiłaś. - Mruknął łaskawie obdarzając ją uwagą. Blondyneczka uśmiechnęła się lekko, ale szybko spoważniała.
- Bo dorosłam. I chcę rozwijać się dalej... - Starszy Namikaze przestał przekładać zwoje. Wstał i oparł się o zlew.
- Co masz na myśli, siostrzyczko? - Kami wahała się jeszcze przez moment, aż w końcu pewnym głosem oznajmiła...
- Chcę wyruszyć na trening ze Zboczonym Pustelnikiem... - Mała jak zwykle nie pytała o zdanie. Wszystko musiało być tak, jak ona chce. To się raczej nigdy nie zmieni.
- A co on na to? - Na to pytanie wspomniany Sannin odpowiedział osobiście wyłaniając się niespodziewanie z głębi mieszkania.
- Jestem gotowy do drogi!

Koniec serii I


niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział XIX cz. I

Cześć! Dawno mnie nie było! Rozdział od miesiąca leżał nieskończony, ale w końcu się udało. Jest naprawdę długi! I tworzy w pewnym sensie osobną historie...Ale ma bardzo ważny wpływ na ciąg dalszy... Zapraszam do czytania!

Rozdział XVIII cz.II

Z dedykacją dla tych pełnych wiary w cuda...

Nie, to stanowczo nie jest śmieszne! Rytmiczne pikanie jakieś maszynki stale brzęczy mi w głowie! Wolę nie otwierać oczu! Nawet domyślam się co zobaczę! Okey, trzeba spróbować i się upewnić... Raz.. Dwa... Trzy... Głupi biały sufit i głupie białe ściany! Szpital! Wiedziałam! A niech to, znowu w coś się wpakowałam! Ale zaraz! Skoro tu jestem, to Minato też tu musi być! Zawsze jest! Obejrzałam się na lewo. Durne krzesło, durne okno i durny stolik. Przeniosłam wzrok na prawo. Durne szafka z lekami i jeszcze bardziej durna aparatura, a po moim kochanym braciszku ani śladu. Czyżby aż tak bardzo się gniewał za moją pomoc przy randce z Kushiną? Przecież za każdym razem kiedy budziłam się w szpitalu on było obok... A robiłam gorsze rzeczy... Skoro tak się sprawy mają, to coś się musiało stać... Może te okno nie jest takie durne, za jakie je miałam? Odłączyłam od siebie wszystkie kabelki i wstałam z łóżka. Z niepokojem zdałam sobie sprawę, że moje nogi sięgają posadzki. Stanęłam. Sufit, mimo że nadal odległy, znajdował się bliżej mojej głowy. Okno zaczeka. Ruszyłam w stronę szklanej szafki z lekami. Wpatrywałam się w dziewczynę, właściwiej kobietę, odbijającą się w niej. Długie blond włosy, niebieskie oczy, delikatne rysy twarzy, smukła sylwetka... Mogłabym być to ja, gdyby nie fakt, że kobieta miała odpowiednie kształty, ponad dwadzieścia lat i co najważniejsze sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu! Ręka kobiety powędrowała do twarzy, na której pojawił się grymas zaskoczenia. To chyba jednak ja... Tylko czemu starsza o jakieś piętnaście lat?! Hałas na dworze przypomniał mi o planie odnośnie okna. Nie ma co panikować! Stało się coś, co sprawiło, że jestem dorosła! A może przespałam tyle lat w śpiączce spowodowanej rozcięciem głowy po wpadnięciu na Tsunade?! Nie ważne. Trzeba się dostosować. Podeszłam do parapetu. Zawahałam się nim przekręciłam klamkę moich "wrót do świata żywych". Raz się żyje! Zamknęłam oczy i wykonałam ruch nadgarstkiem. Lekki powiew powietrza i wyraźniejsze krzyki uświadomiły mi, że czas zderzyć się z rzeczywistością!
Byłam na jakimś czwartym piętrze. Jak dla mnie pikuś. Chociaż lepiej tutaj zostać i się czegoś dowiedzieć. Trudno. Na razie przyjrzę się źródle kłótni.
- Naruto! Przez ciebie jestem już spóźniona do Mistrzyni. Ugh! - Piskliwy głosik na oko 15 - letniej dziewczynki rozbawił mnie. Tylko do kogo ona mówi?! Daszek budynku zasłania mi widok. Nie ważne, raczej ten cały Naruto nie przebije tak różowych włosów.
- Och, Sakura - chan! Znasz mnie! Zresztą wytłumaczę wszystko Babuni! -  Boi się starszej pani? Ciekawe o kogo chodzi? Hmm... Nie mam czasu do stracenia. Muszę znaleźć jakieś ubranie. Rozejrzałam się po sali. Na szafce leżały ubrania. Sięgnęłam je z nie małym trudem. Chyba kiedyś należały lub miały należeć do mnie, bo pasowały jak ulał. Czarna sukienka sięgająca kolan, przewiązana w pasie moim ochraniaczem ninja, i czerwona chustka na szyi prezentowały się o niebo lepiej niż szpitalny fartuch. Wsunęłam nogi w sandałki stojące przy łóżku, a kaburę, łącznie z bronią, znalezioną w szufladzie stolika, przypięłam do lewego uda. Ostatecznie cofam słowa o inteligencji tych sprzętów. Jeszcze raz spojrzałam w tafle szkła. Moje włosy były naprawdę długie... Za długie. Wyciągnęłam nóż kunai i z jego pomocą ścięłam dość spory blond pukiel. Po chwili moja fryzura była do przyjęcia. Odłożyłam kunai na miejsce przy okazji przyglądając się reszcie uzbrojenia. Ciekawe... W moim wyposażeniu były noże czasoprzestrzenne Minato! Zaskoczona szybko dobyłam go do ręki. I w tym momencie wyczułam chakrę mojego aniki. Rozejrzałam się po sali. Pusto. Tylko ciche pukanie oznajmiło, że ktoś jest na korytarzu. Minato na ogół nie puka do mojej sali! Gość wcale nie czekał na zaproszenie.

Dziwne uczucie. Chciałam się rzucić mojemu bratu na szyję, ale coś mnie powstrzymywało. Minato zdawał się być inny... I wyglądał inaczej... Za młodo... I kto mu kazał włożyć taki śmieszny pomarańczowy kombinezon!?
- Minato? - odezwałam się cicho. Oczy mojego brata rozszerzyły się ze dziwienia. Wpatrywałam się w tego głupka zastanawiając się czemu tak stoi.
- Emm... Ja nie jestem... - Zaczął blondyn dziwnym tonem.
- Lepiej nie kończ tego zdania. Nie drażnij mnie lepiej! Co się stało, że jestem dorosła?! - Minato wyglądał na zbitego z tropu. Patrzył się na mnie jakoś dziwnie. Tak wiem, znowu użyłam tego słowa, ale to wszystko jest naprawdę DZIWNE! - Niech ja tylko dorwę Tsunade w swoje ręce! Niech ja tyl...
- Ale mam na imię Naruto! Nie wiem o kim pani mówi! Nie znam żadnego Minato! Jestem Naruto! I zostanę Szóstym Hokage! - Wrzask tego piętnastolatka wdarł się do mojej głowy. Nie jest moim bratem! A jest taki podobny! To kim jest?! Naruto Uzumaki! Uzumaki? Kushina... I ja jestem starsza... Szóstym Hokage?! To kto jest Piątym? A co ważniejsze co się stało z Czwartym?!
- Do diaska... Wiesz Naruto... To chyba za dużo jak na jeden dzień... - Oparłam się o łóżko nim nogi się pode mną ugięły. Ponownie zemdlałam.

Tym razem bez zastanowienia otworzyłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Znowu byłam sama w pokoju. Całe szczęście nikt nie przebrał mnie w szpitalną piżamę. Proszę, niech ktoś tu przyjdzie i mi wszystko wyjaśni!
- Naruto! Jak mogłeś ją zostawić samą i skoczyć na Ramen?! Może się obudzić w każdym momencie! - Och, chyba ktoś wysłuchał moich modlitw!
- Sakura! Daj spokój! Sama mówiłaś, że nie wiadomo kiedy się obudzi! - Nie ma to jak kłócące się dzieci! Nie zapominaj Kami, że sama jesteś dorosła od jakiś czterech godzin!Wstałam i z rozmachem otworzyłam drzwi.
- Cześć! Możecie już skończyć? Lepiej zaprowadźcie mnie do Hokage! Lub kogoś kto wie jak się tu znalazłam! - Naruto i jego koleżanka o różowych włosach, jak już wiem Sakura, zamilkli i chyba próbowali coś powiedzieć, ale nie potrafili stworzyć poprawnego zdania. Lubię zaskakiwać. Ludzie są naprawdę zabawni, kiedy są w szoku.

Pół godziny później siedziałam w gabinecie Hokage. O zgrozo! Była nim Tsunade. Razem z nami był Naruto. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć. To za mało powiedziane. Otwarcie się na niego gapiłam.
- Przepraszam. Nim zaczniemy o czymkolwiek mówić to mogę zadać dwa pytania? - Zdziwiłam się słysząc swój własny głos. Zazwyczaj nie odnosiła się do nikogo tak spokojnie... Wręcz ulegle...
- Umm... Tak, oczywiście. - Spojrzałam na Tsunade. Potem znacząco na Naruto. Liczę, że Hokage zrozumie o co mi chodzi. Niezręcznie mi pytać o pewne sprawy przy chłopcu, który tak strasznie mnie dekoncentruje!
- Naruto... Poszukaj Kakshiego i wezwij go od mnie. - Blondyn szybko przytakną, przy okazji wypowiadając wiele - moim zdaniem - nie potrzebnych słów, i opuścił pokój. Wypuściłam powietrze, które nieświadomie zgromadziłam w płucach.
- Dziękuję. - Czułam się zagubiona. Kobieta siedząca przede mną jest hazardzistką i pijaczką. Kto powierzył jej tak ważne stanowisko?! Spokojnie, to zostawmy na później. Tsunade rozwaliła mi głowę, może nie do końca całe zdarzenie było jej winą, jednak w dużej mierze stało się to z udziałem mało subtelnego biustu Piątej, którym mnie staranowała.
- Więc pytaj!
- Ach, tak. - Wyrwałam się z zamyślenia. - Naruto... On... On jest synem Minato i Kuschiny? - Oczy Sanninki zmierzyły mnie nieufnie po czym spoczęły na panoramie za oknem. Z determinacją wpatrywałam się w plecy Kage. Chyba nie miała zamiaru mi odpowiedzieć. Z niecierpliwością wyjrzałam za okno i wtedy miałam ochotę zaserwować sobie mentalnego kopa w mój zgrabny tyłeczek... Od kiedy ja jestem taka zarozumiała?! Skup się na ciągu dalszym historii Kami!
Góra Hokage! Pięć twarzy wyrytych w skale widniejącej nad Wioską Liścia. Pełne dumy i odwagi. Przypominające o ciężkich i chwalebnych chwilach. Moją uwagę przykuła twarz Czwartego...

- Minato! Chcę zostać Hokage! - Trzyletnia dziewczynka wbiegła do kuchni, w której siedział jej starszy brat. Miał właśnie wyjść z domu. Maskę ANBU trzymał w prawej dłoni. Dziecko z uporem czekało na reakcje Minato. Objęło się rączkami i tupnęło nogą.
- Może kiedyś Kami... Kiedy mnie już nie będzie. - Nikły uśmiech zagościł na ustach ninja. Tego samego nie można powiedzieć o minie młodej Namikaze. Była pełna niezrozumienia i zagubienia.
- Ale... Co masz na myśli? Też chcesz być Hokage?
- Tak... Chociaż nie wiem, czy będę kiedykolwiek na to gotowy... - Minato wyjrzał za okno. Westchnął i ruszył do wyjścia z domu. Chwytał klamkę, gdy poczuł szarpnięcie za nogawkę.
- Ty jesteś najlepszy... Więc jak możesz nie być gotowy?! - Trzylatka bardzo się oburzyła. Miała wielki autorytet w starszym bracie.
- Bycie Hokage, Kami, to duża odpowiedzialność. Musisz chronić wszystkich. Tych których lubisz i tych, których nie lubisz. Musisz podnosić sobie poprzeczki. Sprawić by wszyscy czuli się bezpiecznie i żeby rzeczywiście tak było. To nie są same przywileje. Nikt nie będzie cię szanować za to, że jesteś Hokage, tylko za to co zrobisz jako Hokage. To podejmowanie trudnych decyzji... Poświęcenie siebie.  Możesz wpłynąć na cały świat... Wywołać wojnę, zachęcić do pokoju. To bardzo duża odpowiedzialność. Ważny jest też umysł, nie tylko siła. W byciu Hokage nie chodzi też o ciągłe wyzywanie innych na pojedynki, aby udowodnić jak mocny jesteś... Jeśli chcesz być dobrym shinobi, musisz pokochać swoją wioskę. Jeśli chcesz być dobrym Kage... Musisz pokochać cały świat! Zastanów się, kim dla ciebie jest Hokage, Kami... - Trzask drzwi wyrwał dziewczynkę z letargu. W sumie nie wiele zrozumiała. Ale ostatnie zdanie i serce z jakim mówił Minato nadał tej rozmowie bardzo podniosły charakter. 

- Więc ci się udało... Dorosłeś. - Mruknęłam pod nosem przyciągając uwagę Tsunade. - Rozumiem, że twoje milczenie to potwierdzenie. - Piąta kiwnęła głową. Nie mogła tak od razu. Pora na trudniejszą sprawę.
- Gdzie jest Minato? Kushina? - Bałam się najgorszego. Już nie obchodzi mnie skąd się wzięłam. Liczy się tylko moja rodzina.
- Czwarty Hokage i jego żona zginęli 15 lat temu. W starciu z Kyuubim. Pieczęć Kuschiny osłabła w czasie porodu Naruto i ktoś to wykorzystał. Demon się uwolnił. Poświęcili życie w walce Dziewięcioogoniastym, a samego Kyuubiego zapieczętowali w Naruto. - Głos Tsunade wydawał się bardzo dyplomatyczny. Wyprany z emocji, a raczej bardzo dobrze je maskował. Milczałam. Wszystko tu jest inne. Nie mogłam dorosnąć. Jakby w innym wymiarze.
- A teraz powiedz mi kim jesteś. Strasznie dużo wiesz. - Rzeczowy ton Hokage poruszył poje szare komórki do myślenia. Tsunade mnie nie zna! Lepiej... Udam, że wiele rzeczy nie pamiętam...
- Mam na imię Kami... Moja mam była shinobi Liścia... To jej opaska... Emm... Wdałam się w jakąś walkę i więcej nie pamiętam.- Z zażenowaniem spojrzałam na swoje palce. Brawo Kami, jąkaj się dalej. Trzeba było robić dłuższe przerwy między zdaniami.
- Rozumiem. - W tym momencie rozległo się pukanie. Ktoś naprawdę musi nade mną czuwać! - Wejść!

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział XVIII

Kami nie mogła znieść faktu, że od, zdaniem Minato, feralnego wieczoru brat się do niej nie odzywa. Rozumiała, iż chciał ją ukarać, ale obojętność?! To dla niej za dużo, wolałaby, aby blondyn kazał jej sprzątać, spędzać czas z Kakashim lub zabronił treningów, jednak on postanowił z nią nie rozmawiać. Po prostu super! Kushina, mimo uszczerbku na zdrowiu, nie obrażała się na Kami i próbowała konwersacji z Minato. Jak się okazuje... Nieskutecznie. Tak więc mała Namikaze wyszła rano z domu trzaskając drzwiami i prychając z rozdrażnienia. Skierowała się w stronę pola numer siedem. Itachi, który jak zwykle po nią przyszedł, musiał ją gonić, gdyż panienka nie chciała na niego czekać.
- Wiesz Itachi... Chcesz człowiekowi pomóc, a on tego nie docenia. - Zaczęła blondynka w chwili dotarcia na miejsce zbiórki. Przysiadła na jednym z trzech pieników i kontynuowała rozgoryczona. - Wszystko się dobrze skończyło! Znowu dzięki mnie! A co mam w zamian?! No co, ja się pytam! - Zdezorientowany Uchiha wolał milczeć. Chociaż Namikaze patrzyła bezradnie na niego, on czuł, że lepiej nie odpowiadać.
- Figę z makiem! - Wrzasnęła na zakończenie niebieskooka. Właśnie ten moment na przybycie wybrał Asuma - trzeci członek drużyny ósmej.
- Ohayo wszystkim! Co macie takie ponure miny? - Sam Sarutobi uśmiechał się od ucha do ucha. Wczoraj spotkał Kurenai i zagadał do niej. Co ciekawsze, dziewczynka nie uciekła na jego widok! Nic nie mogło popsuć jego nastroju!
- Lepiej się już zamknij! - Warknęła na dzień dobry Kami i zdzieliła wesołego kolegę w tył głowy. Na pewno skończy się to na guzie.
- Hej, hej, hej! Miało być zero przemocy, dopóki nie odbędzie się trening! - Itachi z uwielbieniem w oczach spojrzał na Shikaku Narę, ich sensei, który właśnie przybył w kłębie dymu. Miał już dość zachowania przyjaciół.
- Należało mu się. Z chęcią poprawię. - Odparła jedyna obecna dziewczyna. Złożyła ręce na biodra i z wyzwaniem wpatrywała się w twarz mistrza. Miała dziś ochotę uderzyć w coś więcej niż Asumę. Nara również taksował Kami wzrokiem. Znał ją na tyle, aby wiedzieć co zrobić.
- Kami, idź lepiej do domu. Uspokoisz się i wrócisz jutro. Trening przeprowadzę z chłopakami. - Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Namikaze spuściła głowę i powolnym krokiem oddaliła się z pola.
Nawet miska Ramen nie była w stanie poprawić humoru młodej Namikaze, ale jej pech miał dopiero się zacząć. Kiedy opuszczała Ichiraku wpadła na wysoką, blondwłosą kobietę. Rzeczą, która naprawdę wpadała w oko był jej wydatny biust. To znaczyło tylko jedno...
- Uważaj jak chodzisz, Mała! - Krzyknęła w stronę Kami. Dziewczynka znała skądś ten głos. A zwłaszcza zapach.
- Na pewno, gdybyś wczoraj wieczorem sobie nie wypiła, nam obu zaoszczędziłabyś tej przykrości Tsunade - Mruknęła nie do końca zorientowana w sytuacji Namikaze. Upadając po zderzeniu z kobietą uderzyła się głową o rozbitą butelkę. Świat wokół niej lekko wirował. Dotknęła rączką obolałego miejsca. Spojrzała na dłoń. Była cała we krwi.
- Już ci pokażę, co się dzieje kiedy zadzierasz z Tsunade! Masz szczęście, że jesteś poszkodowana. Mała! - Oczy Sanninki zdawały się płonąć gniewem. Ludzie przebiegali obok nich, aby tylko nie stanąć w "polu rażenia". Młodsza blondynka tylko się roześmiała.
- Okey, ale najpierw mnie złap. - Po tych słowach Kami zemdlała prosto w pijackie ręce Tsunade.


poniedziałek, 10 lutego 2014

Informacje

Nie, to nie nowy rozdział. Dziś tylko chwilka. Na początku na blogu pojawił się chat i zapraszam do korzystanie z niego :) Po drugie założyłam drugiego bloga. Inna tematyka, ale może komuś się spodoba, albo ma kogoś kto coś takiego lubi. Jest to FanFiction Potterowskie, ale proszę nie zrażajcie, może jednak wam się spodoba i przeczytajcie chociaż prolog. Link: http://wiem-ze-mnie-pokochasz.blogspot.com/

Dzięki za uwagę!

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział XVII

Z dedykacją dla tych, którzy we mnie uwierzyli...

Razem z Minato szliśmy przez wioskę podziwiając niebo pełne gwiazd. Poprawka! On szedł, a ja siedziałam mu na plecach, cała w makaronie, sosie pomidorowym oraz z opuchniętą kostką. Mimo wszystko była to najlepsza randka w moim życiu. I znów nic by nie było tak wspaniałe, gdyby nie Kami i jej bark wiary w romantyczność blondyna. A więc zaczęło się...

Kiedy Namikaze wypadł z domu cały w skowronkach, ja pobiegłam do swojego pokoju. Jako, że jestem kobietą potrzebowałam dużo czasu, aby wybrać odpowiedni strój. Cała moja garderoba walała się po podłodze, łóżku, lampie, a mój ulubiony dres prawie wyleciałby przez okno, jednak zjawiła się Kami łapiąca go.
- Czy ty wiesz do czego służą drzwi? - spytałam karcąc ją wzrokiem. Zachichotała, a w niebieskich oczach pojawiły się iskierki radości.
- Spodziewałam się po tobie bardziej kreatywnego pytania Kushina-chan. No nie wiem, na przykład... "Może zamontować w oknach kraty?", albo "Sprawdzimy czy równie dobrze weszłabyś tutaj przez kanalizację?". - Blondynka zaczęła przechadzkę po MOJEJ sypialni, bezczelnie przeglądając MOJE ubrania! Droczy się ze mną! Kami 1, Kushina 0. Nie potrafiłam się na nią gniewać, bo kiedy zauważasz jej oceniające spojrzenia lub chociażby słyszysz jej głos masz ochotę się roześmiać. Tak też zrobiłam. Cały stres związany ze spotkaniem z Minato odszedł.
- Obiecuję. Następnym razem bardziej się postaram. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Już wiem jak się na ogół czuje mała Namikaze. Dziwne, że ją mięśnie twarzy nie bolą.
- Przyjęłam. - mruknęła w odpowiedzi, a następnie zlustrowała mnie wzrokiem. Aha... Zaczyna się przesłuchanie. Zaśmiałam się w duchu. - Przejdę do sedna. Gdzie? Kiedy? Z kim? I w jakim celu? - z każdym pytaniem stała co raz bliżej mnie. Przerażająca! Jedyne słowo opisujące w tym momencie niebieskooką. Wzięłam głęboki wdech. Czemu akurat ona wchodzi mi na głowę?! Nikt inny tego nie potrafi! To pewnie przez ten wygląd aniołka, ale to tylko pozory.
- Gdzie? Sama jeszcze nie wiem. Kiedy? Dziś wieczorem. Ty powinnaś już wtedy spać. - Kami chciała zaprotestować, jednak nie dałam jej dość do słowa. - Z kim? - Tu zatrzymałam się na chwilę. - Może najpierw w jakim celu? Na randkę. - O tak. W końcu Kushina wychodzi na swoje. Bezcenne! Widzieć Namikaze w stanie głębokiego szoku! Kami 1, Kushina 1. - A wychodzę z twoim bratem. - Teraz to ją zagięłam. Szok się powiększy, a Uzumaki zdobędzie punkty. Zielonooka przyjrzała się blondynce, a jej radość z wyniku opadła. Siedmiolatka skakała z zadowolenia. Nim czerwonowłosa się zorientowała, Kami wybrała dla niej strój i uczesała. Kushina przejrzała się w lustrze i zaniemówiła. Miała na sobie krótką brzoskwiniową spódniczkę oraz czarne legginsy. Bluzka była w tym samym kolorze co spódniczka, o japońskim motywie. Na nogach fantastycznie się prezentowały czarne balerinki. Czerwone włosy miała rozpuszczone, tylko grzywkę spięła na bok, aby jej nie przeszkadzała.
- Wyglądasz genialnie. Brawa dla mnie! - Kami teatralnie się ukłoniła. Nagle krzyknęła przerażona i rzucając krótkie pożegnanie wyszła... Co ciekawe używając drzwi. Nigdy nie pojmę tego dziecka!

Do mojej randki z Minato zostało pół godziny... Jak to wyśmienicie brzmi... Randka z Minato!... MOJA radnka z MINATO! Kushina uspokój się już! Sprzedałam sobie mentalnego "liścia" w policzek. Nigdy, ale to przenigdy, nie myślałam, że będę się tak ekscytować z powodu spotkania z chłopakiem! Okey, już mi minął pierwszy stan euforii. Nie widziałam żadnego członka rodziny Namikaze od południa... Trochę mnie to martwi... Zwłaszcza nieobecność Kami. Ona zawsze coś knuje! Spojrzałam na zegarek. Pięć minut. Zeszłam już na parter. Jeszcze minuta! Usłyszałam pukanie do drzwi. Prawie się zabiłam biegnąc do nich! Nacisnęłam na klamkę. Blondyn stał ubrany w czarne dżinsy oraz jasną niebieską koszulę. Idealnie pasowała do jego oczu! W ręku trzymał kolorowe róże. Każdy płatek miał inną barwę. Uwielbiałam te kwiaty! Minato zrezygnował dziś z ochraniacza ninja, który zazwyczaj nosił na czole, dlatego blond kosmyki zabawnie spadały mu na oczy. Od razu poczułam zapach jego perfum - pachnia wiosną. Wiem, dziwne porównanie, ale naprwdę tak było! Tak jak wiosna tworzy nowe życie, tak woń Namikaze dawała mi nową nadzieje. Zresztą on cały roztaczał wokół siebie optymizm. Może to jednak nie był zapach wiosny, a mi się tylko to wydawało? Nie ważne.
- Cześć. Gotowa? - Jego dźwięczny głos przywrócił mnie na ziemię. Obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Gdyby nie fakt, że wiem, że to niemożliwe, to powiedziałabym, iż uniosłam się co najmniej pięć centymetrów nad ziemię.
- Jasne. Gdzie mnie zabierasz? - Teraz i ja się uśmiechnęłam. Zapewne moje oczy zdradzały moje całe uwielbienie skierowane do osoby Namikaze.
- Niespodzianka. - Niebieskooki złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wioski. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz. Dlaczego on musi tak na mnie działać?! Zaczęliśmy prowadzić zwyczajną rozmowę.

- Jakim cudem jestem tu dopiero drugi raz?! - spytałam podziwiając panorame wioski ze Wzgórza Hokage. To właśnie tu przyprowadził mnie blondyn, w dniu, w którym się poznaliśmy... oraz dzisiaj. W pobliżu zauważyłam rozłożony koc i koszyk piknikowy.
- Może nie było odbpowiedniej okazji? - podsunął delikatnie Minato. Uśmiechnęłam się do niego. Całą ta chwila była taka magiczna, ale mój żołądek musiał wszystko zapsuć burcząc głośno. Namikaze zaczął się śmiać. Poszłamw jego ślady. - Zapraszam na kolację. - powiedział niebieskooki po uspokojeniu się. Przytaknęłam. Usiedliśmy na kocu. Chłopak wyciągnął z kosza dwa talerze spagetthi. Rozmawialiśmy swopodnie. Swoja drogą często to robiliśmy. W pewnym momencie blondyn oberwał z kluski. Słowo daję, że to nie byłam ja! Jednak Minato nie przeszkadzało to, aby mi oddać. I tak zaczęliśmy się ganiać i obrzucać jedzeniem. Świetnie się bawiliśmy, dopóki ktoś nie spadł na mnie z drzewa. Teraz wszystko działo się tak szybko. Leżałam na ziemie przygnieciona przez Kami, kostka piekielnie mie bolała, a Minato szybko podbiegł, żeby mi pomóc. Wysłał siostrę do domu, a ja wskoczyłam mu na plecy, bo nie mogłam chodzić. My również mieliśmy wracać. Jounin wyglądał na złego. Chciałam mu jakoś poprawić humor. Pocałowałam go w polik. Spojrzał się na mnie.
- Nie gniewaj się. Chciała pomóc. - powiedziałam uśmiechajc się. Minato westchnął.
- Po prostu... Miało być idealnie. - odparł chłopak zwracając swój wzrok w stronę nieba. Ja zarobiłam to samo.

I w ten oto sposób skończyłam na plecach Namikaze, ze skręconą kostką oraz wpatrując się w gwiazdy. A to wszystko przez Kami. Gdyby nie ona, może nigdy nie wydarzyłby się ciąg dalszy.

- Minato, stój! - odezwałam się stanowczo po 10 minutach ciszy. Niebieskooki spojrzał na mnie niezrozumiale, ale zatrzymał się. - Postaw mnie! - Postawił mnie. Dalej podtrzymywał mnie, chroniąc przed upadkiem. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Trzeba działać! W końcu nazywam się Kushina Uzumaki!
- Było idealnie. Jest idealnie.
- Ale... Miało być jeszcze lepiej. Na koniec powinniśmy... - Minato się zatrzymał nadchodzący potok słów biorąc głęboki wdech. Zaraz nastąpo wielka przemowa. Jeśli on nie zostanie Hokage to nie wiem, kto nadaje się lepiej. - Wszystko potoczyło się nie po mojej myśli. Jesteśmy cali ubabrani sosem. Ty skręciłaś kostkę! A ja dalej szaleńczo cię kocham! - Przerwał. Chyba tego ostatniego nie zamierzał mówić. Ponownie uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Namikaze wyglądał jakby chciał coś dodać. Sprostować słowa, które padły z jego ust.
- Och, zamknij się już i mnie pocałuj! - Pocałował.
__________________________________________
I mamy w końcu rozdział, ale tylko dlatego, że jestem chora. Liczę, że wam się nawet podoba. Strasznie przesłodzony moim zdaniem i przez chorobę nie mam siły go sprawdzić, więc liczę, że zrobicie to za mnie! Zapraszam w ciągu dalszym do komentowania oraz do pomocy mi w zdobywaniu punkutów, bo muszę mieć co oglądać. Dostałam świra na punkcie serialnu "Zaginiony". Wystarczy kliknąć w link. Z góry wielkie dzięki!!!

Link: http://seans24.pl/pp/Andziuna