czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XV

Rozdział XV

Wszystko działo się jak w przyśpieszonym tempie. Ani Kushina Uzumaki, ani jej towarzyszka młoda Kami Namikaze, nie zauważyły kiedy zleciały im trzy dni potrzebne na regeneracje sił przed dalszą drogą.
- Za dziesięć minut będziemy na miejscu. - mruknęła czerwonowłosa przeskakując wśród drzew. Od rana delikatny uśmiech nie schodził jej z ust. Dziś miała znowu zobaczyć znajome twarze, miejsce, w którym zdzierała sobie kolana, śmiała się i wychowywała. Mimo całej radości związanej z powrotem do Wioski Wiru, czuła też niepokój...że powinna być teraz w Konoha... Przy Minato... Kushina ogarnij się, jesteście tylko przyjaciółmi!... No może nie z tego powodu się denerwowała, ale nic nie mogła poradzić na to, że jej myśli ciągle wędrowały do pewnego blondyna. Odczuwała ster, bo ciągle prześladowały ją złe przeczucia.
- Czujesz to? - odezwała się Namikaze po pokonaniu kolejnych dwóch kilometrów. Uzumaki wzięła głęboki wdech, a do jej płuc dotarł zapach spalenizny. Kiwnęła lekko głową i przyśpieszyła. Nawet nie zauważyła kiedy blondynka ją wyprzedziła i całkowicie zniknęła z pola widzenia zielonookiej. Mknęła przed siebie jak szalona. Las powoli się przerzedzał, ale zamiast światła w miejsce drzew wdzierał się dym. Nareszcie opuściła bór. Gwałtownie się zatrzymała. To co zobaczyła przerosło jej oczekiwania. Domy paliły się, matki i dzieci krzyczały. Shinobi walczyli na śmierć i życie. Jacyś cywile leżeli przygnieceni deskami. Chciała im pomóc, ale nie mogła się ruszyć. Na jej oczach ginęło wszystko co kochała. Nagle dziecko, sądząc po długich włosach dziewczynka, padła martwa u stóp czerwonowłosej z nożem kunai wbitym w plecy. Nie miała nawet ochraniacza ninja. Jak można być tak okrutnym, aby zabijać niewinnych ludzi! Spojrzała w dół. Oczy dziewczynki traciły swój blask, a zielonooka nie mogła oderwać od nich wzroku. Czuła, że przeciwnik stoi przed nią i celuje w jej kierunku shurikenem. Naprawdę próbowała wykonać unik, ale stała jak zahipnotyzowana.
- Kushina uważaj! - dodarło do niej wołanie. To chyba Minato, ale przecież go tu nie może być. Pewnie się przesłyszała. Żółty błysk mignął jej przed oczami. A może jednak to on? Coś, a właściwie ktoś przewrócił ją na ziemię zasłaniając własnym ciałem. W końcu się ocknęła. Zerknęła na swojego wybawce. Niebieskie tęczówki, blond kosmyki. Kami? Za ciężki. Zresztą ma męskie rysy twarzy.
- Co ty tu robisz, Minato? - odezwała się cicho Uzumaki. Mimo, że obok toczyła się wojna niszcząca całą jej rodzinną wioskę to miło było tak bezkarne tonąć w oczach Namikaze. Nagle znowu ją szarpnęło w bok, a tuż przy jej uchu coś przecięło powietrze.
- Ratuje ci skórę, nie widać? - uśmiechnął się lekko. Jego głos działał na nią uspokajająco.
- Dawałam sobie radę. - zaprzeczyła jak to leżało w jej naturze.
- Właśnie widzę. - po raz kolejny Minato przetoczył oboje po ziemi unikając broni lecącej prosto na nich. To przywróciło ich do rzeczywistości. Czerwonowłosa w ostateczności prychnęła na komentarz blondyna po czym zaproponowała, aby z niej zszedł. Niebieskooki zarumienił się nieznacznie po czym pomógł wstać zielonookiej.
- Gdzie jest Kami? - mruknął Namikaze powoli popadając w wir walki. Jenak starał się nie tracić Uzumaki z zasięgu wzroku.
- Nie wiem - odkrzyknęła. Chwila załamania zniknęła ustępując miejsce czystej furii. Z zaciętością okaleczała przeciwników. - Nie widziałam jej od dobrej godziny! - kolejny wróg pada na ziemię po konfrontacji z Kushiną.
- Kakashi! - nagle szarowłosy chłopak wyrósł jak spod ziemi przed blondynem. - Poślij Pakkuna, aby znalazł Kami. Już. - wydał polecenie. Hatake tylko przytaknął i zniknął wśród tłumanów kurzu spowodowanych Rasenganem Minato.

Kami gdy tylko wybiegła z lasu wdała się w walkę. Stworzyła chyba trzydzieści klonów, które zajęły się cywilami. Spojrzała na opaskę ze znakiem wioski swojego przeciwnika. Skała. A więc to tak. Są za słabi by zaatakować Wioskę Liścia więc uderzają w jej sojuszników.
- Zejdź mi z drogi dziecko. Uwierz, nie chcesz, abym cię skrzywdził. - krzyknął do niej jakiś osiłek, kiedy osłaniała mieszkańców uciekających do schronów.
- Nawet mnie nie dotkniesz. - odparła z zadziornym uśmiechem. Sama budowa ciała przeciwnika wskazywała, że był silny, ale nie szybki. Dla niej to pestka.
- Jesteś strasznie pyskata dziewczynko. Nie wiem czy wiesz, ale to wojna, a nie plac zabaw. - odparł i zaczął się śmiać.
- Wiem o tym doskonale. - doszedł go słodki głosik zza pleców po czym padł na ziemię wyszeptawszy jeszcze prawie bezgłośnie "Jak?".
- Czyżby za szybko? - mruknęła sarkastycznie po czym zaczęła walczyć z kolejnym ninja Skały. Jak na razie nie miała nawet draśnięcia. Nikt za nią nie nadążał. Może ataki blondynki nie były silne, jednak każdy ruch był przemyślany i doskonały technicznie. Na chwilę przystanęła. W zasięgu jej wzroku nie było nikogo poza jakąś czerwonowłosą kobietą leżącą bezwładnie pod tlącą się deską. Zaraz? Czerwonowłosą?
- Kushina! - krzyknęła i pomknęła w stronę nieruchomego ciała. Jak mogła jej wcześniej nie zauważyć! Z trudem odepchnęła wielki kawał drewna i przyklękła przy kobiecie. Odwróciła poszkodowaną na plecy chcąc sprawdzić czy to na pewno Uzumaki. Ale kto jeszcze mógłby mieć tak krwiste włosy? Jakiej ulgi doznała kiedy zobaczyła twarz... nieznajomej. Była złudne podobna do jej przyjaciółki, ale to nie była ona.
- Młoda! - doszło do niej niewyraźne wołanie z oddali. Chwile później słyszała szczekanie, a kiedy podbiegło do niej kilka osób, nawet nie wiedziała kto, bo czas znowu leciał za szybko. Zwolnił dopiero, gdy przerażający krzyk rozpaczy rozdarł powietrze. Blondynka obejrzała się dookoła. Kushina płakała nad ciałem tej kobiety obejmowana przez Minato. Dziewczyna co chwile powtarzała "Nie, mamo, nie mogłaś umrzeć. Nie ty." Rin i Obito pomagali ANBU przy poszukiwaniach tych, którzy przeżyli. Psy przywołane przez Hatake węszyły po okolicy. Po wrogach ani śladu. A ona sama? Stała wtulona w Kakashiego dobre sto metrów od zmarłej Uzumaki. Nawet nie wie, w którym momencie odciągnęli ją z tamtego miejsca. Ledwo też zdała sobie sprawę, że słone łzy spływają po jej policzkach.
- Kakashi? - mruknęła cicho i spojrzała w górę prosto w zamaskowaną twarz szarowłosego. - Wojna naprawdę się zaczyna? - szeptała. Liczyła, że jeśli nie powie tego na głos okaże się to kłamstwem.
- Tak. - odparł z ciężkim westchnieniem, jednak dalej nie spuszczał z niej wzroku.
- Dlaczego płaczę? Czemu w czasie walki wszystko przychodzi mi z łatwością, a potem... A potem wszystko przyśpiesza i nie wiem co robię?! - tym razem wrzasnęła i rozpłakała się jeszcze mocniej. Między nimi zapadła cisza.
- Bo... Jesteś człowiekiem... Masz uczucia... I na dodatek... Jesteś jeszcze za młoda... Możemy być silni, trenować, ale... Pole walki to nie miejsce dla dzieci, nawet jeśli będziemy się bardzo starać to musimy jeszcze wiele przejść. - zakończył Kakashi świdrując Kami wzrokiem. Pierwszy raz się nie kłócili i to było całkiem...miłe i zdawało się takie... naturalne?
- To ja jeszcze przeszłam za mało? - kolejne pytanie padło ciszej niż pierwsze. Powoli się uspokajała.
- Taka najwidoczniej musi być twoja droga ninja, twoja droga życia.

______________________________________________________
Wiem, wiem, że króciutko i dawno nic nie wstawiałam, ale chcę trochę przyśpieszyć niektóre wydarzenia. W tym roku szkolnym będzie mi jeszcze ciężej coś napisać, bo zaczynamy grać ligę na poważnie i ponoć ma mi dojść jeszcze kadetka (pewnie nikt nie wie o co chodzi, ale muszę się gdzie wyżalić na nawał zajęć). Czekam na wasze komentarze, bo mi motywacji brakuje T.T

Branoc wszystkim!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Informacje

Witajcie moi kochani czytelnicy, którzy mam nadzieje nie chcecie mnie zabić za dalszy brak notki!

Dziś tylko informacje. Minanowicie jadę na obóz klubowy w dniach 16.08 - 25.08, dlatego nowej notki raczej nie będzie do końca sierpnia. Pozwolę sobie nawet na małe usprawiedliwienie moich jakże karygodnie długich nieobecności. Mam problemy z laptopem (znowu) i z moim charakterem nie potrafię usiedzieć w domu. Jeżeli ktoś sobie kiedyś porównywał odstępy czasowe w jakich dodawałam pierwsze rozdziały, a te dalsze to zauważy dużą różnice, która jest spowodowana zmianami w moim życiu. Muszę się pochwalić, ale nareszcie wszystko się układa, dla mnie to dobrze, ale przez to blog cierpi, bo ciągle ktoś wyciąga mnie na dwór i nie mam czasu, aby zasiąść do komputera. Niestety moja dusza sportowca i artystki nie może się dogadać. Z nowego rozdziału napisałam tylko "Rozdział XV".  Co do planów drugiej serii. Jej pojawienie opóźni się gdyż...coś dla fanów MinaKushi...mam zamiar do pierwszej serii dodać wątek miłosny o tej parze ;) Ale nie myślcie, że siadziałam bezczynnie. Znalazłam obrazek przedstawiający Kami w trzeciej serii. Tak wiem, myślami jestem już naprawdę daleko... Ja mam już cały plan wydarzeń ułożony ^.^

Do zobaczenia!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział XIV

Z dedykacją dla Hanare Hatake, Katie, Ani jaros, Jagody Lee, Sanderius - san, Ayako Shido, którzy pozostawili komentarze. Dziękuje! To naprawdę pomaga mi pisać! Zawsze, gdy mi się nie chce to czytam wasze komentarze i już odzyskuje powera!
_______________________________________________

Rozdział XIV

Głośne pukanie wyciągnęło Minato Namikaze z łóżka. Powolnym krokiem, co chwila się rozciągając i ziewając, zszedł po schodach. Pukanie nie ustawało. Niespodziewany gość najwidoczniej nie miał zamiaru sobie pójść. Blondyn stanął przed lustrem, przejechał dłonią sterczące w każdą stronę włosy, zapiął koszulę i po raz ostatni przetarł oczy. Westchnął i ruszył w stronę drzwi frontowych. Miał ochotę zabić natręta. Pierwszy raz od wyjazdu Kami i Kushiny udało mu się zasnąć bez koszmarów, w których ginęłaby chociaż jedna z wyżej wymienionych pań. Złe przeczucia go nie opuszczały. Koniec końców niebieskooki otworzył drzwi, za którymi zastał Obito. Brunet uśmiechał się do niego. Orzechowe oczy wpatrywały się w niego z nadzieją. Cała złość nagle z niego wyparowała. Potomek Uchihów był członkiem jego drużyny, mimo, że nie akceptowano go w klanie ciągle się śmiał, a na dodatek jego młodsza siostrzyczka nazywała Obito swoim najlepszym przyjacielem. Minato nie potrafił się gniewać na chłopca.
- Ohayo, Minato - sensei! - wykrzyknął głośno brązowowłosy. Jak dla Namikaze stanowczo za głośno. - Czy Kami - chan i Kushina - sama już wróciły? - Głos Obito był przepełniony niecierpliwością. Zresztą blondyn nawet temu się nie dziwił. Uchiha w ostatnim czasie coraz częściej kłócił się z Kakashim i coraz rzadziej się żartował. Wydawał się strasznie osamotniony.
- Przykro mi Obito, ale dalej ich nie ma. - blondyn uśmiechnął się pokrzepiająco, ale brunet i tak westchnął z zawodem. Niebieskooki kątem oka spojrzał na zegarek. Dochodziła czwarta rano. O dziewiątej musiał stawić się na radzie jouninów. - W sumie, to co ty tu robisz? Przecież trening jest dopiero po południu? - Na to pytanie Uchiha trochę się speszył. Przez chwilę chyba rozważał co powiedzieć, aż w końcu zdecydował się na prawdę. Bynajmniej tak sądził Minato na podstawie mimiki twarzy i gestów chłopca.
- Ostatnio miewam koszmary. Mam złe przeczucia, sensei! - Policzki Obito przybrały odcień dojrzałego pomidora, ręce mu się spociły, a kciukami zaczął kręcić młynek.
- Nie ty jedyny. - mruknął bardziej do siebie niebieskooki. - Wejdź do środka. Ja i tak już nie zasnę. Porozmawiamy, wypijemy herbatę. Może nawet pomożesz mi w paru rzeczach. - Minato przepuścił uśmiechniętego brunet w drzwiach. Obito uwielbiał spędzać czas w domu Namikaze, ale jeszcze bardziej od tego kochał towarzyszyć swojemu sensei. On zawsze robił coś ciekawego!

- Tato, za godzinę masz rade jouninów. - Kakashi wszedł do pokoju swojego ojca. Żaluzje były podciągnięte pozwalając, aby słońce oświetliło białe ściany i zaścielone łoże. Sypialnia mimo sporych rozmiarów była zachowana w nieskazitelnej czystości. Jednak szarowłosy nie wszedł do pomieszczenia, żeby podziwiać porządek tylko w poszukiwaniu swojego ojca. Westchnął, kiedy zdał sobie sprawę, że starszego Hatake tu nie ma. Przeszukał cały dom, ale Sakumo nigdzie nie było. Szybkim krokiem skierował się do przedpokoju, założył buty i wyszedł z budynku. Jedynym miejscem, w które mógł pójść jego tata nie informując go o tym był cmentarz. Kakashi nigdy tam nie chodził, nie chciał tam chodzić. Po raz ostatni znajdował się tam na pogrzebie swojej matki - pięć lat temu.

Minato wraz ze swoim uczniem zakończyli patrol na murach wioski. Powolnym krokiem kierowali się w stronę siedziby Hokage. Nieznani Obito ludzie co jakiś czas witali się z blondynem. Radosne dzieci co chwilę przebiegały koło ich. Kiedy mijali cmentarz Namikaze zatrzymał się w pół kroku. Przy wejściu kręcił się Kakashi. Raz poruszał się jakby chciał wejść, raz jakby się rozmyślił.
- Obito, mam coś do zrobienia, ale to muszę zrobić sam. - powiedział blondyn. Uchiha spojrzał na niego ze smutkiem. Miał nadzieje, że uda mu się spędzić jeszcze trochę czasu ze swoim sensei. Minato widząc jego minę westchnął. - Jednak dla ciebie mam inne zadanie. - oczy bruneta aż błysnęły ze szczęścia. - Złożysz raport u Hokage. Liczę na ciebie.
- Hai, Minato - sensei. - Obito zaskakująco szybko zniknął niebieskookiemu z pola widzenia.

Hatake po raz kolejny zrobił krok do przodu tylko po to, aby zaraz się cofnąć. Westchnął ciężko. Znał swojego tatę i wiedział, że jeśli sam w tym momencie nie wejdzie na cmentarz i go nie szturchnie, to tak utonie we wspomnieniach o zmarłej żonie, że zapomni o radzie. Podniósł głowę. Grób jego matki leżał bardzo blisko wejścia, dlatego mógł dostrzec białą czuprynę Sakumo. Znowu poruszył się niespokojnie.
- Może czy w czymś pomóc, Kakashi? - chłopiec odwrócił się gwałtownie napotykając uśmiechającą twarz swojego sensei.
- N...Nie. - czarnooki zająknął się, co zdarzało mu się bardzo rzadko. - Dam sobie radę. - dodał już swoim codziennym, znudzonym głosem. Powolnym krokiem wszedł na teren cmentarza. Do mogiły matki miał zaledwie 25 metrów. Nagle zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Łzy napłynęły mu do oczu. Czuł, że jeśli teraz tam podejdzie, śmierć jego mamy w końcu się urzeczywistni. Straci nadzieję, że kiedyś stanie w drzwiach domu, powie, że wróciła i mocno go przytuli. Szarowłosy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Nawet się nie obejrzał. Wiedział, że to jego sensei.
- Zawołam go. - głos Minato docierał do niego jak przez mgłę. - Lepiej idź już do domu. - słyszał już wyraźnie. Przestał płakać. Przecież prawdziwemu shinobi nie wypada się mazać.
- Hai, sensei. - mruknął Hatake i ruszył w stronę wyjścia.
Namikaze obserwował przez chwilę odchodzącego Kakashiego.
- Gdybyście z Kami przestali się kłócić, moglibyście być dla siebie niesamowitym wsparciem. Ona też nie lubi tego miejsca. Tak jak i ty wierzy, że nasza mama kiedyś wróci. - pomyślał Namikaze i podszedł do Sakumo.

- Dobrze, że już jesteście. - Hokage od tych słów zaczął swój wywód. Wydawał się zdenerwowany. Chyba stało się coś ważnego. - Cieszę się, że tym razem się nie spóźniłeś Sakumo. - Cała sala wybuchła śmiechem. Minato wiedział już, że na bank coś się wydarzyło. Hiruzen Sarutobi - Trzeci Hokage Wioski Ukrytej w Liściach - każdy problem próbował łagodzić. Najpierw mówił o pogodzie, później o sprawach błahych, potem jakiś żart, a potem BUM... Wiadomość trafia w ciebie jak mięso armatnie! Mimo wieku Hokage nadal był pełen energii i chęci do... różnych i nie zawsze właściwych rzeczy. Czasami ta cecha drażniła Namikaze... Zwłaszcza kiedy sytuacja wymagała powagi.
- Zostałem poinformowany od zaufanej osoby, że Wioska Wiru została zaatakowana. - Blondyn niespokojnie poruszył się na krześle. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, a fakt, że był najmłodszy wcale tego nie polepszał. Każdy chciał wiedzieć co zrobi. - Wysłaliśmy już tam ANBU. Jednak ktoś musi pomóc cywilom... Ktoś kto się tam szybko dostanie... Myślałem Shikaku o twojej drużynie, ale jako, że jest niekompletna to zadanie otrzymuje team siódmy. Minato, macie ruszać w trybie natychmiastowym.
_____________________________________________
Powróciłam i rozdział wstawiłam. Może krótki, może długi. Sama nie wiem, ale zdaje mi się dość... hmm, ciekawy?! Następny rozdział powinien być jakoś za tydzień. Liczę, że skomentujecie, bo to naprawdę, bardzo, bardzo, BARDZO motywuje.

Dobranoc kochani!

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział XIII

Rozdział XIII

Z dedykacją dla Ayako Shido - w podzieńkowaniu za komentarz, który zmotywował mnie do napisania tego rozdziału.
____________________________________________________________

Wielkie, czerwone oczy aż kapały nienawiścią i gniewem. Kto śmie w ogóle zakłócać jego spokój?! I na dodatek mówić, czy może raczej sugerować, że jest tchórzem!
- Pokażesz mi się wreszcie, czy będziesz się chował? - pomyślał Kyuubi naśladując głos nędznej istoty, która wybudziła go ze snu. Przyjrzał się jej teraz uważnie. Niebieskie, nieprzeniknione oczy, blond włosy, jasna, nieskazitelna cera, szczupła i drobna sylwetka, niewysoka i co gorsza...dziewczynka. Ponownie ogarnęła go złość, ale tym razem na siebie. Jakim cudem, on - potężny i niezwyciężony - Lisi Demon, dał się zamknąć w takim... czymś?!
To dziecko przypomina bardziej lalkę. z porcelany, a nie żeli prawdziwego człowieka!
- Marnej egzystencji?o! Wypraszam sobie! To nie ja jestem futrzakiem zamkniętym w klatce! - rozmyślania Lisa przerwała oburzona Kami Namikaze.
- Jak śmiesz?! - groźny głos rozbrzmiał echem po ciemnym pomieszczeniu, dziewięć ogonów niebezpiecznie uniosło się w górę i zafalowało. Blondynka mimowolnie skuliłaś się wobec tak złowieszczej chakry, ale szybko wróciła do pewnej siebie postawy. To w końcu nie ona jest uwięziona! Wiele razy rozmawiała z Minato na temat pieczęci i wiedziała, że nie powinna nawet wyczuwać Lisa... Ale skoro stoi naprzeciw Kyuubiego, działa na nią jego energia to coś jest nie tak. Gdyby pieczęć działała bez zarzutu to jej by tu nawet nie było! Powoli wpadała w panikę. Szybko przypomniała sobie całą walkę. Spuściła gardę... Wtedy trafił... To nie był zwykły cios... Orochimaru poluzował pieczęć! Jak mogła być tak głupia i na to nie wpaść. Każdy oglądający pojedynek z boku pewnie od razu by się zorientował. Z drugiej strony to nic dziwnego, że dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Przecież zaraz po uderzeniu zjawiła się tutaj. Nawet nie wie co z Kushiną! Jeśli chce się czegoś dowiedzieć musi być miła dla Lisa.
- Okey, okey... Nie gorączkuj się tak. Już jestem grzeczna. - mruknęła jakby od niechcenia. Na to oświadczenie Kyuubi tylko prychnął w pogardzie. - Zacznijmy od nowa. - dodała już przyjaznym tonem i posłała rozmówcy swój najpiękniejszy uśmiech. Wątpiła, że to coś da, ale zawsze warto spróbować.

Napięcie było wręcz namacalne, a groza i zło wisiały w powietrzu, a to wszystko z powodu jednej osoby - Orochimaru. Kushina zawsze dziwła się jakim cudem ktoś może wprowadzić tyle chaosu. Szybko odpędziła od siebie myśli o sanninie i skupiła się na Kami. Drugi ogon nie zdążył się jeszcze uformować. Poskramianie chakry Biju ćwiczyła razem ze swoim ojcem i to nawet dość często, ale nigdy nie robiła tego naprawdę. Jednak teraz nie czas na strach czy wątpliwości. W końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz. Z rąk Uzumaki wystrzeliły łańcuchy stworzone z chakry, które według cywili mogłyby wyglądać na wykonane z prawdziwego metalu. Czerwonowłosa zamachnęła się nimi kilka razy, jakby przypominała sobie jak się nimi posługiwać. Uśmiechnęła się lekko. Dawno tego nie robiła. Wzięła głęboki oddech i całą swoją uwagę zwróciłą na blondynkę.
- To zaczynamy. - mruknęła do siebie po czym oplotła Namikaze łańcuchami. Wysłała do nich chakre, a więzy zabłysły żółtą poświatą. Przemiana w Lisa została zahamowana. Uzumaki uwolniła więcej chakry, a otoczka przeszła w złoto. Energia Kyuubiego zaczęła się cofać. Na czole zielonookiej pojawiła się kropla potu. Wbrew pozorom to nie było takie łatwe. Chociaż poskramianie niszczycielskiej mocy Lisa o Dziewięciu Ogonach, nawet z definicji powinno być trudne. Kushina miała nogi jak z waty, myślała, że zaraz się przewróci. Gdy dziewczyny była na skraju wytrzymania, chakra Bijuu zniknęła tak jak i łańcuchy, a Kami bezwładnie upadła na ziemię.

Lis podejrzliwie przyglądał się Namikaze. Od kiedy to jinhuuriki przyjaźnią się z Bijuu?! Jednak ta dziewczynka w ogóle była jakaś dziwna. Nie mógł przejąć kontroli nad jej umysłem, a co dopiero zawładnąć jej ciałem. Jedynym co mógł zrobić to przywołać blondynkę przed swoją klatkę...I to też nie zawsze. Chyba będzie musiał zrobić odstępstwo od swoich zasad i poznać lepiej Kami... Oczywiście, aby później wykorzystać przeciw niej to czego się dowie. Przecież to tylko dziecko!
- Niech ci będzie! Gadaj co tam musisz! I tak zaraz stąd znikniesz! - burknął Kyuubi i ułożył się jakby do snu. W rzeczywstości uważnie słuchał.
- No dobrze. - dziewczynka była zaskoczona reakcją demona, ale nie dawała tego po sobie poznać. - Nazywam się Kami Namikaze. Mam siedem lat, ale nikt nigdy nie daje mi więcej jak pięć. Irytujące, prawda? - zrobiła krótką pauzę oczekując reakcji, ale odpowiedziała jej cisza, kontynuowała. - To wszystko przez to, że jestem niska. Należę do drużyny ósmej razem z Asumą Sarutobim oraz Itachim Uchihą. Naszym sensei jest Shikaku Nara. Cóż jeśli chodzi o rodzinę to... Nie mam ani taty, ani mamy. Nie lubię określenie "sierota". Takie dzieci zawsze są same, a ja mam brata i przyjaciół i Kushinę. Swoją drogą mój aniki ma na imię Minato. Jest prawdziwym geniuszem. W przyszłości chciałabym być taka jak on. Minato będzie bronił wioski jako Hokage, a ja jako Przywódca ANBU. - uśmiechnęła się lekko. Ohydne otoczenie czy też towarzystwo demona nie przeszkadzało jej w rozmyślaniu o przyszłości. - Codziennie będę dogryzać sobie z Kakashim, trenować z Itachim, żartować z Obito, plotkować z Rin, grać w shogi z Asumą. No i oczywiście zabawiać dzieci aniki i Kushiny. Jeszcze nie są razem, ale naprawdę pasują do siebie. - zaśmiała się krótko i spojrzała na Kyuubiego. Zdążyła się rozluźnić.
- Ale z ciebie marzycielka. - warknął z kpinął Bijuu. - Twoje paplanie działa na mnie usypiająco. - łypnął złośliwie na zakończenie.
- Nie jesteś taki zły. Jak się postarasz to dobry z ciebie słuchacz. I wiem, że wszystkie te informacje możesz wykorzystać na moją niekorzyść. - mówiła cicho, lecz delikatnie. Odnosiła wrażenie jakby mówiła do przestraszonego zwierzaka. W końcu nie można być złym, bo tak. Trzeba mieć jakiś powód. W momencie, gdy niebieskooka chciała zapytać o to Dziewięcioogoniastego zaczęła znikać. Wracać do swojego ciała. Nim otworzyła oczy zauważyła, że Lis się uśmiechnął i chyba powiedział " Bystra jesteś, mała." ale bardzo możliwe, że sobie to wyobraziła.

Kushina podeszła do blondynki kiedy ta otwierała oczy.
- Nie ruszaj się. - przemówiła z czułością i troską. - Zrobimy sobie krótki postój. Ja też muszę odpocząć. - odpowiedział jej tylko uśmiech, a Kami ponownie zasnęła.

____________________________________________________
Ohayo! No więc tak... Jest późno więc nawet nie zdążyłam przeczytać tego rozdziału, dlatego jest on bez korekty. Moim zdanie były lepsze rozdziały, ale nie jest źle. No i jest chyba dość długi, ale odnoszę wrażenie, że ciągle pisałam o tym samym :/ Ale ocenę zostawiam wam. I proszę o komentarze, gdyż powiem wam szczerze, że gdyby nie pewien komentarz rozdziały nie byłoby do końca miesiąca. A apropo nowego rozdziału to pojawi się ona dopiero na początku sierpnia, gdyż w piątek wyjeżdżam i nie ma mnie aż do 28 lipca.

Dobranoc

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział XII cz.II

Pełen luz, pewność siebie, brak jakichkolwiek lęków, sto procent nonszalancji... Brzmi jak w bajce, prawda? Tak nierealistycznie, niedostępnie, nieosiągalnie... I takie jest, zwłaszcza kiedy stoisz przed obrzydliwym, wężowatym sanninem, którego każde słowo przechodzi w syk, a na widok gadziego jęzora twój żołądek chce oddać śniadanie. Kami musiała wykrzesać z siebie całą odwagę, aby chociaż zachować pozory wiary we własne możliwości. Ciężko było jej zachować na twarzy kpiący uśmiech, ale takie zachowanie dyktował dziewczynce Rozum. Kątem oka zerkała na towarzyszkę, która grała dokładnie jak ona. Dobrze przeczytaliście, GRAŁA. W oczach czerwonowłosej Uzumaki widać było niepewność, brak kontroli nad sytuacją, ale też zawziętość i coś jeszcze, czego młoda Namikaze nie potrafiła nazwać. Wcześniej widziała tę emocję tylko u Minato walczącego o bezpieczeństwo swojej małej siostrzyczki. - Dwie pieczenie na jednym ogniu. - po tych słowach wyplutych z ust Orochimaru, Kami dała się poprowadzić Instynktowi. Odskoczyła w tył unikając węży wyłaniających się spod ziemi. Nawet nie minęła sekunda, a w jej stronę pomknął kunai. Zrobiła szybki unik przy okazji zauważając lśniącą w słońcu żyłkę przywiązaną do broni. Nim nóż kunai zdążył wrócić nić zapłonęła ogniem. Namikaze jak najszybciej oddaliła się od płonącej żyłki. Użyła wodnego jutsu, aby pożar się nie rozprzestrzenił i już walczyła w zwarciu z sanninem. Zerknęła w stronę Kushiny. Kunoichi walczyła z klonem Orochimaru oddalona o jakieś dobre trzysta pięćdziesiąt metrów. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że z każdym kolejnym atakiem odległość między nią, a czerwonowłosą zwiększała się. Gadzina chciała je rozdzielić. W zastraszającym tępie wymieniła ciosy z wężowatym, ale na razie nikt nie trafiał. Kami już po chwili rozgryzła sposób atakowania sannina. Ciągle powtarzał tą samą sekwencję ruchów. Rozum podpowiadał jej, że wystarczy tylko zmienić jeden element w obronie i przerwie ten nic nie wnoszący pojedynek taijutsu. Do akcji wkroczył również Instynkt ze swoim własnym pomysłem na zakończenie. Szeptał je do ucha, że ma po prostu odskoczyć i biec do Uzumaki. Blondynka rozważała obie możliwość. Instynkt nigdy jej nie zawiódł, Rozum też nie... Już dziś raz posłuchała się Instynktu, teraz kolej na Rozum. Odsłoniła jedno miejsce w swojej gardzie, aby trafić sannina. To był jej błąd. Na pięciu palcach Orochimaru pojawiła się chakra, a jego blada dłoń trafiła prosto w brzuch Namikaze, w miejsce pieczęci zamykającej Lisiego Demona w blondynce. Sannin przekręcił rękę, tak jakby otwierał sejf, by po chwili odskoczyć od Kami i zniknąć w dymie.

Kushina sama nie wiedziała czemu, ale kiedy zaczęła się walka wszelkie niepewności ją opuściły. Chciała zapewnić bezpieczeństwo pewnej małej blondyneczce. Musi być silna i stanąć na wysokości zadania. Szybko pobiegła w stronę oddalającej się Namikaze. Drogę zastąpił zielonookiej klon Orochimaru. Ponowiła próbę dostanie się do towarzyszki, jednak skończyło się tylko rozciętym przez kunai przeciwnika policzkiem. Najpierw trzeba pokonać własnego wroga. Uzumaki dawała z siebie sto procent i była już naprawdę zmęczona klon nagle zniknął. Spojrzała z nadzieją na Kami. Liczyła, że niebieskooka wygrała swoją potyczkę. Widok, który zobaczyła nieźle ją przeraził. Z Namikaze wyciekała chakra Kyuubiego. Kushina musiała szybko zareagować! Jak to się stało, przecież Minato zapewniał, że pieczęć jest bez zarzutu! Rozejrzała się w poszukiwaniu gadziego sannina. Nie ma go! Zapewne to jego wina! Jeszcze raz przeniosła wzrok na blondynkę. Pomarańczowa poświata przybrała kształt lisa z jednym ogonem. Niedobrze. Trzeba działać.

Mała, drobna dziewczynka o złotych włosach oraz niewinnym spojrzeniu i wielki, ciemny, bezkresny korytarz pełen rur i wody, w wypadku dziecka sięgający połowy łydek. Gdzieś blisko słychać było kapanie wszechobecnej cieczy. Kami uważnie rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie wyczuwała chakry Orochimaru.
- Halo... Jest tu kto? - jej cichutki głosik rozniósł się echem. Namikaze nastawiła uszu w oczekiwaniu na odpowiedź. Albo jej się zdawało, albo słyszała jakieś warknięcie. Ruszyła w jego kierunku. Nagle pojawiły się potężne wrota.- Em... Pokażesz mi się wreszcie, czy dalej będziesz się chował? - Kami wiedziała, że ktoś tu jednak jest. Czuła też, że lepiej dla niej by było, gdyby w ogóle się tu nie znalazła.
- Wcale się nie chowam. Po prostu, nie chce mi się oglądać twojej marnej egzystencji. - odparł jej ktoś głosem, przy którym jej własny wydawał się nie istnieć. Następną rzeczą jaką zobaczyła to oczy, czy może raczej gały o krwistym kolorze. Już wiedziała z kim ma do czynienia i jak blondynka przypuszczała, wcale się je to nie podobało.
___________________________________________________________________________
No dobra, nie bijcie. Wiem zawaliłam. Pewnie już nawet nie pamiętacie o czym była cała historia, ale obiecuję, że się poprawię. W końcu idą wakacje! Mimo, że mam duuuużo planów na tegoroczny czas wolny to obiecuję w końcu dobrnąć już do chociaż dwóch, trzech rozdziałów drugiej serii. Jeszcze raz nie bijcie, no i KOMENTUJCIE oczywiście. Miłych wakacje życzę ;D



wtorek, 14 maja 2013

Kroniki Woli Ognia


Letnie słońce chowało się za horyzontem Konohy nadając niebu kolory różu i pomarańczy, a drzewom odcienie fioletu. Ciepły wiatr delikatnie poruszał liśćmi, jakby zapraszał je do tańca. Kwiaty powoli zamykały swoje kielichy szykując się do snu. Dzisiejszy wieczór zdawał się roztaczać jakąś magiczną moc, ale dziewczynka, ćwicząca na jednym z setek pól treningowych Wioski Liścia, nie zauważała tego. Była zbyt pochłonięta wyżywaniem się na drewnianym palu. Jej długie czarne włosy związane w warkoczy wyróżniały się na tle kolorowego nieba, jasna cera wyglądała jakby nigdy nie miała do czynienia z promieniami słonecznymi. Błękitne oczy podkreślało kimono przewiązane w pasie różową, szeroką chustą. Wyciągnęła shurikeny z kabury przywiązanej do lewej nogi i wyrzuciła broń w kierunku tarcz porozwieszanych na konarach drzew. Chwilę później coś cicho kliknęło, a w jej stronę poleciały noże kunai. Z gracją i niespotykaną u dzieci w jej wieku szybkością ominęła wszystkie pociski. Uśmiech zadowolenia zagościł na twarzy dziewczynki i jeszcze bardziej się powiększył, kiedy otaczającą ją ciszę przerwały pojedyncze oklaski.
- Całkiem, całkiem. - W tych prostych słowach ciemnowłosy przybysz ocenił wyczyny dziecka.
- Tato! Co ty tutaj robisz?! Myślałam, że jesteś na misji! - niebieskooka podbiegła do mężczyzny i mocno go przytuliła. Podniosła głowę, aby móc mu się dokładnie przyjrzeć. Czarne, przenikliwe spojrzenie było utkwione w oddali, oprócz dwóch charakterystycznych rys na bladej karnacji nie było widać żadnych blizn, co utwierdziło dziewczynkę w przekonaniu, że zadanie zostało zakończone pomyślnie, włosy sięgające do łopatek były w małym nieładzie, w ogóle niepasującym do jej ojca - Itachiego Uchihy.
- Uwinąłem się szybciej. W końcu jutro zaczynasz swój egzamin na chunnina. - odezwał się ciemnooki. - Zresztą, powinnaś już być dawno w łóżku, musisz się wyspać. - mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na córkę.
- Nie chcę iść spać... Chciałabym jeszcze pójść na grób mamy. - wyjaśniła smętnym głosem.
- Też z chęcią ją odwiedzę, Itami. - Itachi poczuł jak dziewczynka łapie go za dłoń. Przyjrzał się jej przenikliwie. Rosła i co raz rzadziej chciała chodzić trzymając go za rękę, robiła tak tylko wtedy kiedy czegoś chciała. Cierpliwie czekał aż Itami się odezwie.
- Tato... Jak mama poradziła sobie z egzaminami... Jak poszło jej w Lesie Śmierci? - dziewczynka aż przystanęła w oczekiwaniu na opowieść. Uchiha wesoło się roześmiał nim odpowiedział.
- Ach... Twoja mama? Cóż... Była prawdziwym asem! A więc...

~*~
 Minato Namikaze siedział w kuchni swojej rodzinnej rezydencji popijając kawę. Z zachwytem widocznym w błękitnych oczach wyglądał za okno. Świt w Konoha jest naprawdę piękny. Zawsze wydawało mu się, że cały świat budzi się do życia. Ptaki śpiewają tylko sobie znaną melodie, wiewiórki skaczą z drzewa na drzewo w poszukiwaniu orzechów, sowy znikają w swoich dziuplach, a dla mrówek zaczął się kolejny pracowity dzień. Jednak coś mu nie pasowało do codziennego krajobrazu. Mianowicie czemu zające plątały się w okolicy warzywnego ogródka jego siostry? Już kiedyś mięli taki problem. Zające wyjadały wszystkie uprawiane marchewki  aby tego uniknąć Kami regularnie dokramiała te zwierzęta. Coś musiało ją zatrzymać. Na ogół, o tej porze, jest już dawno na nogach, a w oddali widać tylko długie uszy najedzonych wieloskoczków. Blondyn odłożył kubek ciepłej cieczy po czym wstał z głębokim westchnieniem i ruszył w stronę schodów. Powoli, nie śpiesząc się wszedł na drugie z trzech pięter. Zapukał do drzwi znajdujących się na końcu beżowego korytarza. Nikt nie odpowiedział. Zastukał w drewno jeszcze raz, głośniej i pewnie. Dalej cisza.
- Kami! Wstawaj! Bo spóźnisz się na egzamin! - krzyknął zrezygnowany.
- Ale ja nie chcę! - odparł mu piskliwy głosik świadczący, że jego posiadacz dużo płakał. Minato westchnął i poprawił swoją kamizelkę jounina. Zapowiadał się ciekawy dzień.
- Ale czemu? - żadne inne pytanie nie przychodziło mu na myśl. Po chwili zastanowienia brzmiało ona naprawdę głupio. - Wpuść mnie do środka! Pogadamy na spokojnie! - milczenie zdawało się opanować cały dom - Kami! Mam cię wyciągnąć stamtąd siłą?! - dalej to samo. - Sama tego chciałaś! - właśnie w tym momencie drzwi się uchyliły i nim chłopak zdążył się zorientować tuliła się do niego burza blond włosów, tak bardzo podobnych do jego. Wziął dziewczynkę na ręce po czym skierował się do salonu siadając na kanapie i usadawiając siostrę na kolanach.
- Czego się boisz, Kami? Na części pisemnej poradziłaś sobie świetnie! - zaczął rozmowę.
- To Las Śmierci, aniki. Na dodatek nie będziemy mogli używać chakry! - strumień łez wylał się z niebieskich oczów młodej Namikaze.
- Tylko tym się przejmujesz? - zdziwił się jounin. Zadaniem tegorocznych geninów, chcących zostać chunninami jest prześć przez Las Śmierci bez pomocy chakry. Nie wydawało mu się to zbyt trudne, zwłaszcza dla Kami. Była szybka, zwinna i sprytna. Czego więcej potrzeba?
- Tylko?! Ty nic nie rozumiesz. - mała zeskoczyła mu z kolan i zaczęła chodzić w kółko. - Bez chakry! Opierać się na sile swojego ciała! Moim atutem jest szybkość wzmocniona właśnie chakrą! Ale w Lesie bardziej przyda się siła, której mi brakuje! Nawet przy rzutach shurikenami używam chakry! - więc tu tkwił problem. Jakby spojrzeć na to z tej strony Kami rzeczywiście stała na przegranej pozycji, ale Minato w nią wierzył, nie mógł pozwolić się jej poddać, na pewno nadrobi siłę techniką.
- I to jest powód! Ty potrafisz ruszyć głową, uwierz w siebie! - puknął ją lekko w czoło, jednak dziewczynka dalej nie wyglądała na zadowoloną. Postanowił zagrać inaczej.
- Kakashi na pewno by nie zrezygnował. Nawet kpiłby z twojej postawy. Najwyżej powiem mu, że stchórzyłaś. - Minato wstał i ruszył do wyjścia. Tylko czekał na...
- Hej, stój! Kto powiedział, że odpuszczam! Za dziesięć minut będę gotowa! - blondynki już nie było w salonie. Chłopak czekał właśnie na to. Uśmiechnął się triumfalnie i poszedł zrobić śniadanie dla siostry.

Dochodziła godzina ósma trzydzieści, kiedy najmłodsza z rodu Namikaze szła w stronę Lasu Śmierci. Miała jeszcze dobre pół godziny, gdy nagle wśród tłumów dostrzegła szarą czuprynę. Z gracją godną kota wskoczyła na dach po czym równie zwinnie wylądowała obok młodego chłopca, o jakieś dwa lata starszego od niej.
- Co ty tu robisz? - burknął na przywitanie.
- Dziwię się, że cię przepuścili, Hatake. - odparła z głową wysoko uniesioną do góry. O, nie! To nie w jej stylu! Nie da sobie w kasze dmuchać!
- To samo mogę powiedzieć o tobie, młoda. - zripostował szaro włosy  Dziewczynka przyjrzała mu się dokładnie. Włosy jak zawsze wygrywały z prawem grawitacji, ciemne oczy nawet nie raczyły na nią spojrzeć, czarny uniform świadczył o gotowości do zadania.
- Raczej nie sądzę, dobrze wiesz, że sprawdziany to dla mnie drobnostka. - odpowiedziała dumnie.
- Może i tu masz rację, ale jakim cudem w ogóle wpuścili na sale takie chucherko. - chłopiec lekko się uśmiechnął widząc, że blondynka wygląda jakby miała się na niego rzucić. Trafił w jej czuły punkt.
- Wiesz Kakashi, teraz to ty masz słuszność. - tymi słowami bardzo zaskoczyła Hatake. - No, ale wiesz, egzaminatorzy to najlepsi ninja, umieją gołym okiem rozpoznać taki talent jak mój. - zaśmiała się cicho. Rzadko kiedy używała przechwałek przy kłótniach, ale dla Kakashiego często brakowało jej odpowiedzi.
- Jejku, zaraz się pozabijacie. - dobiegł ich głos Itachiego Uchihy. I Kami i Kakashi uśmiechnęli się na jego widok, był on przyjacielem obojga.
- To nie ja zaczęłam! - burzyła się Namikaze.
- A właśnie, że ty! - sprostował Kakashi.
- No tak, Pan Idealny nie mógłby złamać zasad dobrego wychowania, dopóki ja nie zrobię tego pierwsza! - szykowała się kolejna kłótnia. Ludzie zaczęli schodzić im z drogi. Każdy mieszkaniec Konohy wie, że jeśli zaczyna się bitwa Namikaze vs Hatake, należy usunąć się z pola rażenia, bo poleje się krew.
- Oj dajcie spokój! I tak każdy wie, że ja jestem najlepszy! - wypowiedział się Itachi, przy czym dla efektu poprawił swoje czarne włosy.
- Pff! Narcyz Uchiha! Tak powinieneś się nazywać. Przekonajmy się! Kto pierwszy ten lepszy! Widzimy się przed Lasem Śmierci! - Kami już nie było. Przecież to był ich kolejny wyścig na "śmierć i życie".

- Wleczecie się jak ślimaki. - mruknęła blondynka losując numer bramy, z której wystartuje. Jej koledzy nie wyglądali na zadowolonych. Jak zwykle przegrali. Jedno trzeba było przyznać, Kami Namikaze nie miała sobie równych w szybkości, ale czego można było się spodziewać po siostrze Żółtego Błysku.
- Jakie macie numery? - spytał Itachi, który zdążył pogodzić się z porażką.
- Siedem. Może być. - odparła niebieskooka.
- Czterdzieści trzy, a ty? - powiedział Kakashi przygaszonym tonem. " Teraz widać kto nie umie przegrywać" pomyślała Kami.
- Dwadzieścia osiem. - westchnął Uchiha - To do zobaczenia za trzy dni. - każdy ruszył w swoją stronę.

~*~

- I co było dalej?! Dopiero historia się rozkręcała! - wrzeszczała Itami obskakując ojca dookoła.
- Zaraz opowiem dalej. Tylko... - zaczął się tłumaczyć Itachi. Mimo bólu jaki przynosiły wspomnienia zmarłej żony lubił o tym rozprawiać. Miał wtedy pewność, że o niej nikt nie zapomni, a ona zdawała się być wtedy naprawdę blisko.
- Tylko, co? - dopytywała się młoda Uchiha.
- Zobaczyłem zająca... - roześmiał się Itachi. Córka spojrzała na niego niezrozumiale.
- Chyba musisz być zmęczony, tato. Co śmiesznego jest w jakiś tam uszatych zwierzakach?! - zirytowała się Itami.
- Zrozumiesz, gdy usłyszysz historię do końca...

~*~

Kami pewnym krokiem weszła do Lasu Śmierci. Od teraz miała trzy dni, aby dotrzeć do wierzy, która znajdowała się w sercu Lasu. Iść przed siebie, nic prostszego  Musiała przyznać, wysokie ciemna drzewa wydawały się trochę straszne i mroczne, a gigantyczne robale były naprawdę obrzydliwe, ale nie bała się. Z zadowoloną miną człapała po prostej ścieżce, aż do momentu, kiedy zdała sobie sprawę, że chodzi w kółko. Wcale jej się to nie uśmiechało, zwłaszcza, że straciła już dwa dni drogi.
- Itachi i Kakashi na pewno są już na miejscu. - rozmyślała. Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie było widać innych uczestników, ani zwierząt. Z jednaj strony dobrze, bo była bezpieczna, ale z drugiej ile można żyć w samotności. Z czasem każdy oszaleje. Na dodatek pomyliła plecaki i zamiast bagażu przygotowanego z myślą o egzaminie, wzięła torbę z marchewkami, którymi miała nakarmić zające. Westchnęła głęboko. Ile można jeść to pomarańczowe ohydztwo ! Coś w krzakach nagle się poruszyło. Rzuciła w tamtą stronę kunai i natychmiast czmychnął stamtąd uszaty skoczek. I wtedy w jej głowie pojawił się pomysł.

Do końca egzaminu zostały niecałe dwie godziny. Minato naprawdę zaczynał się denerwować. Umówił się z innymi jouninami, że to właśnie on przywita Kami, ale ona jeszcze się nie pojawiła. Itachi i Kakashi zjawili się zaledwie pięć godzin po rozpoczęciu testu. Podejrzewał, że jego siostrze nie zajmie to więcej czasu, ale kiedy odkrył, że zostawiła swój pakunek w domu zaczął się martwić. Spojrzał na zegar. Jeszcze pół godziny. Z przejęcia zaczął krążyć po wierzy. Co chwila zerkał za okno. W duchu już wymyślał słowa jakimi pocieszy dziewczynkę, kiedy minutę przed czasem dobiegł go znajomy krzyk radości. Szybko zbiegł przed wejście do budynku z numerem siódmym. Itachi i Kakashi stali już na miejscu z lekkimi uśmiechami.
- Zaliczone! Zdałaś! Czas kończy się właśnie teraz. - powiedział Minato przerywając okrzyki siostry. Przyjrzał się jej środkowi transportu. Osiem zająców zaprzężonych było do małego powoziku zrobionego z gałęzi. Teraz zwierzęta zajadały marchewki, które były przyczepione do kija przypominającego wędkę. Z błyskiem w oku spojrzał na Kami. Miał rację. Wystarczy ruszyć głową. Żaden siłacz nie wpadłby na pomysł, aby dojechać do wierzy w zajęczym zaprzęgu. Aby dokonać czegoś takiego trzeba było się nazywać Kami Namikaze!

~*~

Śmiech młodej Uchiha rozbrzmiewał w całej Konoha. Słońce już dawno zaszło ustępując miejsce swojemu znajomemu, Księżycowi. Noc była czasem, kiedy umarli wracali do życia. Itachi właśnie zobaczył ducha... ducha swojej żony... w swojej córce. Uśmiechnął się lekko. Itami była taka ja jej matka. Urocza, zabawna, zgryźliwa, mądra, pomysłowa i zaskakująca. Uważajcie egzaminatorzy! Tego roczny test na chuunina zapowiada się naprawdę ciekawie!

________________________________________________________
Wiem, wiem, wiem... Wy tu czekacie na rozdział, a ja znowu one - shoty dodaje. Wybaczcie, ale zbliża się scena walki, a ja najzwyczajniej w świecie boję się, że sobie nie poradzę z tym tematem i dlatego tak się ociągam z napisaniem nowego rozdziału. Ale mam nadzieje, że chwilowo jesteście zadowoleni. Miłego tygodnia!

Tak sobie wyobrażam Itami:


środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział XII cz. I

Ohayo ponownie! Udało mi się dziś napisać początek kolejnego rozdziału. Nie jest jakoś powalający i na dodatek okropnie krótki, ale postaram się do jutra napisać ciąg dalszy. Bardzo możliwe, że jeszcze dziś bym skończyła, ale naprawdę chce mi się spać. Pewnie wam też... Dlatego nie zanudzam i zapraszam do czytania.


Rozdział XII cz. I

- Orochimaru. - mruknęła bojowo Kami gotowa do walki.

- Jak zwykle czujna, Kami - chan. - odparł z uśmiechem sannin. - A twoja koleżanka, to jak przypuszczam Kushina Uzumaki. Smaczne połączenie. - Po tych słowach oblizał usta w pełni ukazując swój gadzi jęzor. Blondynka skrzywiła się nieznacznie. O tak, Orochimaru zawsze zaniżał jej zmysły estetyczne.
- Czego chcesz? Chyba nie przyszedłeś na pogadanki. - zawadiacki uśmiech zagościł na jej twarzy, ale tak naprawdę bała się. Przy każdym spotkaniu z wężowatym był przy niej Minato, nigdy nie była sama... Ale zaraz, jest jeszcze czerwonowłosa. Kątem oka zerknęła na Uzumaki. Dziewczyna stała z nieczytelną miną. Każdy mięsień ciała napięła do granic możliwości, a mimo tego dalej wyglądała na spokojną. Kami odszukała w pamięci jak jej brat zachowywał się przy Orochimaru. Znalazła! Rozluźniona postawa, cwaniacki uśmiech, brak jakichkolwiek chęci ataku i przede wszystkim nadmierna czujność. W jednej chwili Namikaze porzuciła swoją bojową pozycję, w oczach zamigotały psotne iskierki, a ręce założyła na klatce piersiowej. Spojrzeniem omiotła pole walki i starała się przeanalizować możliwości ataku i obrony. Wysokie drzewa osłaniały ich przed wiatrem, zwierzęta uciekły w popłochu, cały świat zdawał się wstrzymać oddech i patrzeć na nich. Gdzieś w oddali błysnął promień słońca odbijający się od lustrzanej tafli jeziora.
- O co ty mnie posądzasz Kami - chan?! - wysyczał sannin. - Czemu w ogóle tak źle o mnie myślisz?
- No nie wiem... Pomyślmy - Namikaze potarła palcami podbródek po czym ponownie przemówiła - To na pewno nie z powodu tego, że przy każdym spotkaniu starasz się zbić mnie i Minato. - Wlała w to zdanie tyle ironii, że nawet Kushina się na nią spojrzała. Zielonooka już od początku "spotkania" nie mogła odnaleźć się w sytuacji. Postawcie się na jej miejscu. Wracasz do swojej rodzinnej miejscowości, kiedy ni skąd, ni z owąd wyskakuje jakiś człowiek - wąż i zaczyna ci grozić. Przepraszam, nie ci, ale twojej siedmioletniej towarzyszce. Jakich wrogów, do licha, może mieć takie niewinne dziecko?! A zwłaszcza Kami. Długie, lśniące, złote włosy, głębokie, błękitne oczy i nieskazitelna blada cera bardziej pasują do jakiejś księżniczki, której miejsce jest w zamku, a nie na polu bitwy! A co ty robisz w tej sytuacji? Stoisz gotowy do walki, kiedy ta delikatna istotka gawędzi sobie na luzie z poszukiwanym nukeninem. Tak nie powinno być! Kushina dobrze zdawała sobie z tego sprawę! Postanowiła grać tak jak Kami. Odpuściła sobie standardową postawę i pewna siebie przystanęła obok blondynki. Najpierw uzyskać potrzebne informacje, potem wykończyć.
- Niech ci będzie. - odparł Orochimaru - Jednak dziś nie chcę cię zabić... Zaznaczam... DZIŚ. Jesteś mi potrzebna, a konkretniej, to co masz w sobie. Za to ty, Uzumaki, zawadzasz mi jak wszyscy z twojego rodu. Chociaż, gdybyś zechciała współpracować... Byłabyś moją przepustką do Akatsuki... Dwie pieczenie na jednym ogniu. - Ostatnie zdania sannin zdawał się bardziej mówić do siebie. - Czas załatwić swoje sprawy. - W tym momencie spod ziemi wyskoczyły węże. Kunoichi szybko odskoczyły w tył. Walkę czas zacząć.

______________________________________________________
A nie mówiłam, że krótko. Wybaczcie, ale od miesiąca nic nie napisałam!!!