czwartek, 29 stycznia 2015

Starter I

Na trening z Jiraiyą wyruszyłam krótko po moich ósmych urodzinach. Zniknęliśmy na dwa lata. Co robiliśmy? Gdzie byliśmy? Naprawdę dużo podróżowaliśmy i jeszcze więcej trenowaliśmy. Dalej rozwijaliśmy moją szybkość, ale to nie był główny cel. Przede wszystkim pracowaliśmy nad opanowaniem chakry Kyuubiego oraz wyczuwaniem jakiejkolwiek energii znajdującej się w otoczeniu, bynajmniej na początku. Przekonałam się, że wszystko ma chakrę i to pozwoliło mi na wymyślenie nowej techniki... Może źle to ujęłam. Jeszcze jej nie stworzyłam, chwilowo mam tylko teorię i wielki plan. Rok po naszym wyjeździe wybuchła wojna. Dla jasności, nie siedziałam bezczynnie i nie obserwowałam rozwoju zdarzeń. Razem z Ero-senninem wykonywaliśmy małe misje, głównie zwiadowcze. Właśnie tym zajęliśmy się w drugiej części mojego szkolenia - tropieniem, śledzeniem, zwiadem i cichym zabójstwem. Pewnego razu Sannin zdradził mi, że jest to szkolenie typowe pod służbę w ANBU. Więc tego chcą dla mnie w przyszłości?

Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy był Kraj Śniegu. To ciekawe doświadczenie... Kraj ten jest nadzwyczaj rozwinięty, mimo wiecznie panującego mrozu i śniegu. Niestety nie miałam okazji przyjrzeć się mu bliżej, ponieważ Jiraiya zabrał nas do najbardziej surowych i pierwotnych miejsc w tym państwie. Zatrzymaliśmy się w jakiejś grocie. Ponoć nie wiało w niej zbyt mocno i można było rozpalić ogień. Ponoć. Nie wiem dokładnie, bo obcowałam poza schronieniem przez cały czas. Mój jakże kochany sensei grzał swój skromny dobytek w środku, a mnie nie pozwalał wejść. Dał mi jedną wskazówkę: "chakra jest sposobem na przetrwanie". Przez pierwsze godziny starałam się ruszać, biegać i podskakiwać, by nie stracić jakiejś części ciała z powodu odmrożenia. Wierzcie mi, aktywność fizyczna w czasie zamieci bywa trudna. Po trzech dniach miałam naprawdę dość. Zero snu, zero jedzenia, zero ciepła. Moja chakra była na wyczerpaniu. Za każdym razem kiedy udawało mi się rozpalić ogień za pomocą jutsu, śnieżyca nie dawała mu szans na życie dłuższe niż cztery minuty i osiemnaście sekund. Staruch oczywiście śmiał się, ilekroć skierował wzrok na mnie. Czwartego dnia dałam spokój. Usiadłam na wydeptanym śniegu i przestałam zawracać sobie tym głowę. W końcu Jirayia nie pozwoli mi tu umrzeć, prawda?! Obok przeleciał jastrząb. Nie wiem co robił w tych okolicach, ale fakt, że żył pokrzepił moją duszę. Skupiłam się na nim. Był jedną wielką energią - był pełen chakry. Zaczęłam w ten sposób kontemplować skały, zamarznięte roślinki, a nawet śnieg. Wszystko żyło. Chakra stała się widoczna dla mojego oka. Starałam się nią manipulować i przyciągnąć do siebie. Niestety nic z tego. Ale wtedy stał się inny cud. Ktoś pacnął mnie w ramię.
- Na ten tydzień starczy. Chodź do środka. - Jirayia - sensei nareszcie się nade mną zlitował, wpuścił do ciepłej groty, nakarmił i pozwolił zasnąć. Przez następnym miesiąc trenowałam z sensei w górach taijutsu. Wszystkie ciosy musiały być perfekcyjne, inaczej mogłeś spaść ze szczytu robiąc nieprzemyślany unik lub niecelnym uderzeniem wywołać lawinę i zmusić się tym do ucieczki.

Kolejne cztery miesiące przebywaliśmy w Kraju Wody, w Wiosce Ukrytej we Mgle. Jirayia miał tam przyjaciela, który pomagał nam w treningu. Dziwny z niego człowiek. Shingo jest stary jak Pustelnik i tak samo zboczony. Nawet podobnie wygląda. Ma długie, kolczaste szare włosy i czarne oczy. Chodził w zniszczonych łachmanach. Twierdził, że skoro wszędzie panuje mgła to i tak nikt nie będzie zwracał uwagi na jego strój. Na początku zastanawiałam się jak on cokolwiek widział w tej mgle?! A co dopiero podglądał kobiety?! Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Shingo to mistrz, jeśli chodzi o wyczuwanie chakry. Gdy Jirayia opowiedział mu o zdarzeniu z Kraju Śniegu, mężczyzna spojrzał na mnie z wyzwaniem.
- U mnie tak łatwo ci nie pójdzie. - Rzekł wręczając mi zatyczki do uszu i, co mnie zdziwiło, nosa. Kazał stanąć mi na środku jeziora.
- Musisz odeprzeć mój atak. - Po tych słowach podał mi jeszcze opaskę na oczy. Nie było to łatwe zadanie. Przyjaciel Jiraiyi nie uderzał mnie mocno. Jednak za każdym razem wpadałam do wody. Po paru tygodniach zaczynałam odskakiwać. Wiele mi to nie dało, bo prędzej czy później i tak wypływałam z jeziora. Ale! Powoli zaczynałam wyczuwać jego obecność i nie wymagało to ode mnie wielkiego skupienia. Coraz rzadziej też lądowałam w wodzie, ponieważ nauczyłam się przekazywać chakrę dokładnie w to miejsce, na które upadałam. Przy pierwszych próbach wyglądało to zabawnie, bo używałam za dużo chakry i wyrzucało mnie w górę. Z upływem dwóch miesięcy wykrywanie chakry stało się dla mnie naturalne. Wtedy zmodyfikowaliśmy trochę mój trening. Oprócz unikania ataków Shingo, musiałam rzucać nożami kunai w Sannina. Na początku myliłam go nawet z rybami, ale po miesiącu potrafiłam znaleźć bez używania zmysłów kogo tylko chciałam. Zaczęłam zauważać nawet ślady zostawiane przez jutsu wykonanych przez shinobi wioski. Ostatni miesiąc spędziłam na nauce jak ukryć własną energię. Nigdy nie zapomnę jak siedziałam skulona w krzakach przez całe dwanaście godzin, przez które Jirayia - sensei i Shingo mnie szukali.

Tak upłynęło pół roku. Następne pół roku spędziliśmy w Kraju Trawy. Skupialiśmy się głównie na moim rozwoju fizycznym i manipulacji natury chakry. Był to czas naprawdę ciężkiej pracy, biorąc pod uwagę moją niechęć do pracy nad muskulaturą. Dlatego opowiem tylko o jednym dniu spędzonym w tym kraju.
- Kami! - Przywołał Sannin. Rozkładaliśmy obóz pośrodku lasu. - Spójrz na to drzewo. - Zerknęłam na wielki dąb. Był potężny, miał rozkwitnięte liście. Dużo liści.
- I co z nim? - Mruknęłam nie wiedząc o co może chodzić mojemu sensei.
- Wejdź na nie bez pomocy chakry i przynieś mi liścia, który jest najładniejszy. - Wdrapałam się na sam szczyt. Rósł sobie tam ciemnozielony, duży, kształtny liść. Jak dla mnie był najlepszy. Zeszłam i podarowałam go Pustelnikowi. Obejrzał go, podotykał i jeszcze raz obejrzał.
- Miał być najładniejszy, Kami! - Osądził ostatecznie. Musiałam ponownie wejść na drzewo i zerwać inny liść. Sytuacja powtarzała się wiele razy. Bardzo wiele razy. Byłam mocno wytrącona z równowagi, kiedy Jiraiyia wyrzucił listek, który zerwałam. Ostatni, bo na drzewie nie było już żadnych liści.
- Przecież ten rozkaz nie ma sensu! - Krzyknęłam i z frustracją opadłam na ziemię,
- No właśnie, Kami. Nie wszystkie rozkazy naszych szefów mają sens. Trzeba zawsze samemu analizować sytuację. Widzisz, niepotrzebnie zniszczyłaś bardzo ładne drzewo. Przypomniało mi to jedną historię z czasów mojej młodości... - Nie usłyszałam już tego wspomnienia. Na pewno zboczonego. Zamyślona poszłam do swojego namiotu.

Potem zaczęła się wojna, Umiejętności nabyta wcześniej, teraz przydawały się do unikania kłopotów oraz infiltracji. Przez sześć miesięcy podróżowaliśmy tworząc siatkę szpiegowską i zbieraliśmy informacje na temat innych nacji, czyli wykorzystaliśmy w praktyce to czego już się nauczyłam. Oprócz tego próbowałam opanować podstawowe techniki natury innej niż wiatr i ogień. Udało mi się z ziemią. Zaczęłam też eksperymenty ze kształtem chakry. Na koniuszkach moich palców zaczęłam tworzyć malutkie ostrza, nie większe niż igły, ale bardzo ostre. Nic więcej na razie nie opanowałam z tej dziedziny. Często też grywałam z Jiraiyią w shogi, to taka gra strategiczna. Ponoć rozwija logiczne myślenie. Parę razy udało mi się wygrać. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to było to przygotowanie do najbliższych miesięcy.

Ostatnie pół roku nie odbyliśmy w żadnej wiosce. Zatrzymaliśmy się w lesie, z dala od cywilizacji. Ale to nic dziwnego skoro ćwiczyliśmy moc Kyuubiego. Codziennie uwalniałam jak najwięcej ogonów sprawdzając do ilu jestem w stanie to kontrolować. Było to niebezpieczne. I nie bardzo podobał mi się ten pomysł, jednak Jiraiya wiedział dobrze na co się naraża. Na początku nie było źle. Zaczęła kontrolować i wzmacniać swoje ataki chakrą Kyu, póki nie przekraczało to siły trzech ogonów. Raz stało się to, czego się obawiałam. Straciłam kontrolę i zaatakowałam Ero - sennina. Po całym zdarzeniu na klatce piersiowej Sannina została duża blizna z odznaczającymi się sześcioma ogonami. Tak wpłynęło to na białowłosego, ale mnie wywarło to inne wrażenie. Stałam przed kilkudziesięcio metrowym lisem. Dzieliła nas gruba krata. Czułam jego oddech na mojej twarzy.
- Czemu nie mogę tego opanować?! - Krzyknęłam. Wiedziałam, ze wrzaski nic nie dadzą, ale byłam zbyt zdenerwowana.
- Huh... Sama stoisz sobie na przeszkodzie. - Basowo roześmiał się Kyuubi no Kitsune.
- To znaczy? - Spytałam rzeczowo. Mimo, że od naszego ostatniego spotkania minęły trzy lata, a ja trochę urosłam to woda dalej sięgała mi kostek, a ciemność była tak samo wszechobecna.
- To twoja mroczna część ci na to nie pozwala. - To ostatnie słowa jakie usłyszałam nim wróciłam do rzeczywistości. Gdyby nie liczyć rany Jiraiyi, to jedyną pamiątką po tym spotkaniu jest moje prawe oko. Zmieniło  kolor z niebieskiego na krwistą czerwień.

Ero - sennin nim wróciliśmy do wioski odwiedził ze mną jeszcze jedno miejsce. To on chciał tam iść, co mocno mnie zdziwiło. Nie wiem jak nazywało się to miasteczko, ale nie było duże. Za to strasznie głośne. Jiraiya miał tam starą znajomą, która okazała się fryzjerką i handlarką w jednym. Nie chciałam nosić żadnych masek jak Kakahi, aby zasłonić to oko. Co nie zmienia faktu, że mimo wszystko chciałam je zakamuflować. Kana, bynajmniej tak mi się przedstawiła, wymyśliła coś aby mi pomóc. Usiadłam na jej fotelu fryzjerskim i pozwoliła pracować.  Moje blond kosmyki nadal były bardzo długie, jednak teraz niechcianego gościa zasłaniała grzywka sięgająca lekko za linię żuchwy. Kana podarowała mi również nowy strój. Niebieską koszulkę na długi rękaw z elastycznego materiału. Trochę nad i pod łokciem miała ściągacze, co zapewniało mi pełną swobodę ruchów. Do tego dostałam czarne legginsy oraz wysokie jasnoniebieskie sandały oraz nową kaburę na broń. Teraz oprócz nowych zdolności zyskałam nowy strój. Mogłam wracać do Wioski Liścia, do domu.

Podróż nam trochę zajęła, w końcu trwała wojna. Równo po dwóch latach stanęliśmy przed bramą Konohy.
______________________________________________________________________
Mam nadzieję, że duma was rozpiera tak jak mnie. Wiem, straaaasznie dawno mnie nie było. Błagam nie bijcie. Ale dopiero teraz się rozchorowałam i miałam czas napisać. Dziwne, trzeba być chorym by mieć czas na przyjemność :o JEdnak dajmy spokój, zaczynamy SERIĘ II.

Czekam na jakieś komentarze, byłoby mia baaaarodzo miło :)

5 komentarzy:

  1. witaj droga autorko dawno tutaj nie zaglądałam, z kilku powodów, jednym z nich jest brak możliwości dostępu do komputera jak i utracenie dokumentu z adresami blogów, które odwiedzam.... ale teraz już jestem, coś tam pamiętam ale wole jeszcze raz przeczytać na spokojnie od początku, więc od teraz po winnam już regularnie tutaj zaglądać....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to teraz tylko czekać na nowy rozdział! :D Ten wyszedł fajnie, wprawdzie jest tam kilka błędów interpunkcyjnych, ale myślę, że nawet nie trzeba ich poprawiać, ponieważ nie przeszkadzają w czytaniu : ) Więc czekam na next :3
    Pozdrawiam i życzę weny =)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne opowiadanie. PS. Chciałabym zadać Ci kilka pytań:

    1. Kiedy zaczęłaś oglądać jakie kolwiek anime?
    2. Za co lubisz Minato Namikaze i Kushinę Uzumaki?
    3. Jaki jest twój ulubiony kolor?
    4. Twój ulubiony blog, który przeczytałaś/przeczytałeś (Prócz twojego)?
    5. Jaka jest twoja nielubiana postać z Naruto?
    6. Ile masz lat?
    7. Masz swoje powiedzonko?
    8. Masz swojego ulubionego zwierzaka?

    OdpowiedzUsuń
  4. Baaaardzo ciekawe opowiadanie! Zostaję na dłużej :D Duuuuużo weny Ci życzę!!!
    Ps. Odwiedzisz mojego bloga?
    LINK: lovemusicandanime.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń