Pełen luz, pewność siebie, brak jakichkolwiek lęków, sto procent nonszalancji... Brzmi jak w bajce, prawda? Tak nierealistycznie, niedostępnie, nieosiągalnie... I takie jest, zwłaszcza kiedy stoisz przed obrzydliwym, wężowatym sanninem, którego każde słowo przechodzi w syk, a na widok gadziego jęzora twój żołądek chce oddać śniadanie. Kami musiała wykrzesać z siebie całą odwagę, aby chociaż zachować pozory wiary we własne możliwości. Ciężko było jej zachować na twarzy kpiący uśmiech, ale takie zachowanie dyktował dziewczynce Rozum. Kątem oka zerkała na towarzyszkę, która grała dokładnie jak ona. Dobrze przeczytaliście, GRAŁA. W oczach czerwonowłosej Uzumaki widać było niepewność, brak kontroli nad sytuacją, ale też zawziętość i coś jeszcze, czego młoda Namikaze nie potrafiła nazwać. Wcześniej widziała tę emocję tylko u Minato walczącego o bezpieczeństwo swojej małej siostrzyczki.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu. - po tych słowach wyplutych z ust Orochimaru, Kami dała się poprowadzić Instynktowi. Odskoczyła w tył unikając węży wyłaniających się spod ziemi. Nawet nie minęła sekunda, a w jej stronę pomknął kunai. Zrobiła szybki unik przy okazji zauważając lśniącą w słońcu żyłkę przywiązaną do broni. Nim nóż kunai zdążył wrócić nić zapłonęła ogniem. Namikaze jak najszybciej oddaliła się od płonącej żyłki. Użyła wodnego jutsu, aby pożar się nie rozprzestrzenił i już walczyła w zwarciu z sanninem. Zerknęła w stronę Kushiny. Kunoichi walczyła z klonem Orochimaru oddalona o jakieś dobre trzysta pięćdziesiąt metrów. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że z każdym kolejnym atakiem odległość między nią, a czerwonowłosą zwiększała się. Gadzina chciała je rozdzielić. W zastraszającym tępie wymieniła ciosy z wężowatym, ale na razie nikt nie trafiał. Kami już po chwili rozgryzła sposób atakowania sannina. Ciągle powtarzał tą samą sekwencję ruchów. Rozum podpowiadał jej, że wystarczy tylko zmienić jeden element w obronie i przerwie ten nic nie wnoszący pojedynek taijutsu. Do akcji wkroczył również Instynkt ze swoim własnym pomysłem na zakończenie. Szeptał je do ucha, że ma po prostu odskoczyć i biec do Uzumaki. Blondynka rozważała obie możliwość. Instynkt nigdy jej nie zawiódł, Rozum też nie... Już dziś raz posłuchała się Instynktu, teraz kolej na Rozum. Odsłoniła jedno miejsce w swojej gardzie, aby trafić sannina. To był jej błąd. Na pięciu palcach Orochimaru pojawiła się chakra, a jego blada dłoń trafiła prosto w brzuch Namikaze, w miejsce pieczęci zamykającej Lisiego Demona w blondynce. Sannin przekręcił rękę, tak jakby otwierał sejf, by po chwili odskoczyć od Kami i zniknąć w dymie.
Kushina sama nie wiedziała czemu, ale kiedy zaczęła się walka wszelkie niepewności ją opuściły. Chciała zapewnić bezpieczeństwo pewnej małej blondyneczce. Musi być silna i stanąć na wysokości zadania. Szybko pobiegła w stronę oddalającej się Namikaze. Drogę zastąpił zielonookiej klon Orochimaru. Ponowiła próbę dostanie się do towarzyszki, jednak skończyło się tylko rozciętym przez kunai przeciwnika policzkiem. Najpierw trzeba pokonać własnego wroga. Uzumaki dawała z siebie sto procent i była już naprawdę zmęczona klon nagle zniknął. Spojrzała z nadzieją na Kami. Liczyła, że niebieskooka wygrała swoją potyczkę. Widok, który zobaczyła nieźle ją przeraził. Z Namikaze wyciekała chakra Kyuubiego. Kushina musiała szybko zareagować! Jak to się stało, przecież Minato zapewniał, że pieczęć jest bez zarzutu! Rozejrzała się w poszukiwaniu gadziego sannina. Nie ma go! Zapewne to jego wina! Jeszcze raz przeniosła wzrok na blondynkę. Pomarańczowa poświata przybrała kształt lisa z jednym ogonem. Niedobrze. Trzeba działać.
Mała, drobna dziewczynka o złotych włosach oraz niewinnym spojrzeniu i wielki, ciemny, bezkresny korytarz pełen rur i wody, w wypadku dziecka sięgający połowy łydek. Gdzieś blisko słychać było kapanie wszechobecnej cieczy. Kami uważnie rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie wyczuwała chakry Orochimaru.
- Halo... Jest tu kto? - jej cichutki głosik rozniósł się echem. Namikaze nastawiła uszu w oczekiwaniu na odpowiedź. Albo jej się zdawało, albo słyszała jakieś warknięcie. Ruszyła w jego kierunku. Nagle pojawiły się potężne wrota.- Em... Pokażesz mi się wreszcie, czy dalej będziesz się chował? - Kami wiedziała, że ktoś tu jednak jest. Czuła też, że lepiej dla niej by było, gdyby w ogóle się tu nie znalazła.
- Wcale się nie chowam. Po prostu, nie chce mi się oglądać twojej marnej egzystencji. - odparł jej ktoś głosem, przy którym jej własny wydawał się nie istnieć. Następną rzeczą jaką zobaczyła to oczy, czy może raczej gały o krwistym kolorze. Już wiedziała z kim ma do czynienia i jak blondynka przypuszczała, wcale się je to nie podobało.
___________________________________________________________________________
No dobra, nie bijcie. Wiem zawaliłam. Pewnie już nawet nie pamiętacie o czym była cała historia, ale obiecuję, że się poprawię. W końcu idą wakacje! Mimo, że mam duuuużo planów na tegoroczny czas wolny to obiecuję w końcu dobrnąć już do chociaż dwóch, trzech rozdziałów drugiej serii. Jeszcze raz nie bijcie, no i KOMENTUJCIE oczywiście. Miłych wakacje życzę ;D